Dr Józef Pluciński • Poniedziałek [21.06.2010, 12:00:24] • Świnoujście
Nasze korzenie część 2
Kamień nagrobny Juliana Rogozińskiego z 1928 r. na cmentarzu komunalnym w Świnoujściu( fot. Sławomir Ryfczyński
)
Jak w poprzednim odcinku pisałem, w końcu XIX wieku w Świnoujściu i najbliższej okolicy obserwować można było zjawisko coraz liczniejszego osiedlania się osób narodowości polskiej. Pochodzili oni nie tylko z dawnych ziem polskich, które po zaborach wcielone zostały do Prus, a więc ze Śląska i Wielkopolski, ale też z terenów zaboru rosyjskiego i austriackiego.
Nie byli to jedynie sezonowi robotnicy szukający zatrudnienia w gospodarstwach rolnych, przy budowie dróg czy inwestycji portowych i wodnych. Coraz częściej docierali tu kupcy, rzemieślnicy, przedsiębiorcy. Niektórzy z nich, dla ułatwienia wymowy czy pisowni zmieniali nieco nazwiska, ale niektórzy pozostawali przy ich pierwotnym brzmieniu i pisowni. W miejscowym dzienniku „Swinemünder Zeitung”, pojawiły się już w tym czasie pierwsze anonse, reklamujące firmy i przedsięwzięcia, założone przez polskich przybyszów. Były to już coraz liczniejsze pensjonaty, zakłady rzemieślnicze, firmy handlowe.
W 1893 roku do miasta nad Świną przybył z wielkopolskiego Wolsztyna młody inżynier, tytułowany hrabią, nazwiskiem Julian Rogoziński. Miał za sobą dobre studia techniczne we Wrocławiu, wiele energii i chęci działania. Do Świnoujścia trafił w okresie, gdy port był intensywnie unowocześniany i przebudowywany m.in. dla celów stacjonowania to cesarskiej marynarki wojennej. Młody przedsiębiorca wyczuł koniunkturę i w 1896 roku założył firmę budownictwa wodnego, dróg i mostów. Było to ze wszech miar trafione przedsięwzięcie. Firma, wkrótce najpoważniejsza w okolicy, wykonywała portowe urządzania i nabrzeża na obecnym Półwyspie Kosa i wielkie prace w obecnym Basenie Północnym. Również po wschodniej stronie Świny nabrzeża dawnego portu rybackiego koło latarni morskiej jak też budowa utwardzonych dróg, były realizowane przez firmę Rogozińskiego. W domu „Rogo”, bo tak go potocznie w Świnoujściu nazywano, kultywowano polskie tradycje, mowę i obyczaje, a na budowach bardzo chętnie zatrudniani byli polscy robotnicy.
Fragment reklamy firmy Rogozińskiego z wydawnictwa książkowego o Świnoujściu z 1934 r. W zbiorach autora.( fot. Archiwum autora
)
W osobie inżyniera, znaczącego sponsora znalazła rozwijająca się gmina katolicka i wzniesiony w tamtych latach kościół katolicki pod wezwaniem Najświętszej Panny Marii „Gwiazdy Morza”. Jak wiadomo świątynię wzniesiono na ówczesnych obrzeżach miasta, przy ulicy Piastowskiej, a pierwsze w niej nabożeństwo odprawiono w 1896 roku. Popularnie nazywano go „polskim kościołem” dlatego, że w nabożeństwach udział brali przede wszystkim wierni pochodzenia polskiego, żołnierze garnizonu, ich rodziny, a w czasie sezonu letniego letnicy przybywający z Wielkopolski, Śląska czy zaboru austriackiego. Ta „polskość” kościoła sprawiała, że do pracy duszpasterskiej, z zasady kierowano tu duchownych znających język polski, w stopniu umożliwiającym przyjmowanie spowiedzi i głoszenia kazań.
Kościół p.w. NMP „Gwiazdy Morza” nazywany polskim kościołem, pocz. XX wieku.( fot. Archiwum autora
)
W 1898 roku do Świnoujścia sprowadził się z Jarocina znakomity organista Adam Wojciechowski i podjął obowiązki w parafii „ Gwiazdy Morza”. Jego dziełem było tłumaczenie na język niemiecki popularnych polskich pieśni kościelnych w tym najbardziej znanych kolęd a także pieśni ludowych. Był on m.in. także założycielem pierwszego chóru przy kościele katolickim, śpiewającego również polski repertuar przetłumaczony na język niemiecki. Córka jego wydała się za kapelmistrza miejscowej orkiestry wojskowej, który przejął dużo z dorobku swego teścia i włączył do repertuaru kierowanej przez niego orkiestry.