Zajmując się z historią terenów, na których zamieszkujemy, stykamy się z problemem ich przynależności państwowej. Dzisiaj wchodzą one w skład państwa polskiego, ale w przeszłości było inaczej. Był okres przynależności do Szwecji, do Niemiec, ale wcześniej do XVII wieku władali nimi słowiańscy książęta z dynastii Gryfitów. Proces germanizowania rozpoczął się bardzo wcześnie. W XIII w., rodzima dynastia Gryfitów sprowadziła na Pomorze osadników niemieckich w ramach tzw. kolonizacji, dając im samodzielność prawną i samorządową.
Trzeba zaznaczyć, że osadnicy z zachodu pierwotnie nie przybywali tutaj jako zaborcy, byli wręcz zapraszani przez książąt. Po prostu robili wszystko szybciej i lepiej, mieli lepsze umiejętności i narzędzia produkcji. Dość szybko przywracali gospodarczy ład na zniszczonych wojnami ziemiach. Zapoczątkowana wówczas pokojowa germanizacja ogarniała zwolna miasta i mieszczaństwo, duchowieństwo i szlachtę, a wreszcie pomorska wieś i jej mieszkańców A to przecież leżało w interesie książąt. Wraz z napływem zachodnich osadników dochodziło też do konfrontacji miejscowych pogańskich wierzeń i tradycji dość jeszcze powszechnych na pomorskiej wsi, z kulturą chrześcijańską.
Przenikanie kultury odbywało się, przede wszystkim za pośrednictwem kościoła. Językiem kościelnym była formalnie łacina, ale ponieważ kler był niemiecki i coraz więcej przybywało ludności pochodzenia niemieckiego, więc niemiecki stał się językiem urzędniczym a także językiem kościelnym, bo w nim prowadzono nauczanie kościelne i szkolne. I w ten sposób język pomorski, słowiański, który nie był językiem pisanym, pozostawał tylko językiem mówionym coraz niżej stojących warstw społecznych. Z czasem i on uległ zapomnieniu. Konfrontacja tych dwóch kręgów doprowadziło najpierw do zwycięstwa języka, potem kultury niemieckiej i degradacji słowiańskiej ludności pomorskiej.
Znaczne nasilenie ekspansji niemieckiej przyniosła reformacja, która była przede wszystkim wytworem kultury niemieckiej.
Proces germanizacji nasilił się od XVI wieku, gdy to urzędowym wyznaniem stał się protestantyzm. Coraz rzadziej słychać było słowiańską mowę, znikały słowiańskie imiona, zamieniane na niemieckie. Słowiańskie brzmienie zachowały jedynie nazwiska rycerskich rodów pomorskich jak Karnitz, Retzlaf, Bork, Osten. Z rodów tych o paradoksie, ukształtowała się w przyszłości najbardziej konserwatywna i antypolska warstwa społeczna junkrów, podpora pruskiego władztwa na Pomorzu. Słowiańskie, pierwotne brzmienie, zachowały nadto nazwy miejscowości, także w najbliższym nam sąsiedztwie. Po naszej stronie granicy to zniemczone nazwy Misdroy, Caseburg, Kolzow, Lebbin, Wollin ( Międzyzdroje, Karsibór, Kołczewo, Lubin, Wolin ) i wiele innych. Po drugiej stronie granicy, absolutnie bezsporny rodowód mają takie nazwy jak Benz, Bansin, Kamminke, Gneventhin, Dieppe, Loddin, Sellin, Stolp, Suckow, Zempin i inne. W przypadkach tych, za żadne skarby nie znajdzie się niemieckiego rodowodu tych nazw. Bardzo proste i logiczne tłumaczenie znajdują one natomiast w słowiańskim, pomorskim dialekcie. Tego zresztą żaden normalnie myślący Niemiec nie kwestionuje. Ale nie zmienia to też faktu, że w wyniku politycznych zaszłości region nasz stał się z upływem wieków kulturowo, a z czasem politycznie niemieckim. Sprzyjało temu m.in. skierowanie polskiej polityki zagranicznej na wschód, a następnie osłabienie, a wreszcie upadek państwa polskiego w końcu XVIII wieku.
W XIX wieku nastąpiło pozornie paradoksalne zjawisko odradzania polskiego elementu na Pomorzu Zachodnim, terenie od wieków dokładnie zgermanizowanym. Już w kilka lat po zakończeniu wojen napoleońskich, władze Prowincji Pomorskiej w Szczecinie, sygnalizowały intensywny odpływ znacznej liczby mieszkańców z tego rejonu na zachód. Podyktowane to było względami ekonomicznymi. Z tych, wówczas najbiedniejszych terenów niemieckich, młodzi ludzie, tak jak i obecnie, w poszukiwaniu lepszego bytu przenosili się do przemysłowych okręgów Berlina, Hamburga, Nadrenii. Pustoszały więc pomorskie gospodarstwa rolne, tak te wielkie junkierskie, jak też chłopskie. Zamierał też z braku rąk do pracy i tak dość mizerny jeszcze wówczas przemysł. Zjawisko określano mianem „Ostfluchtu” – ucieczki ze wschodu. Nie na wiele przydały się kredyty na osadnictwo i aktywizację gospodarczą. Przyjaznym więc okiem zaczęto patrzeć na przybywających, początkowo do prac sezonowych, a potem osiedlających się na stałe Polaków z zaboru pruskiego, jak i rosyjskiego. Dzięki nim ożyły wielkie gospodarstwa, budowano drogi, rozwijał się port szczeciński i pomorski przemysł. Z upływem lat, poza niekwalifikowanymi robotnikami rolnymi, zjawiało się tu coraz więcej także polskich rzemieślników i ludzi innych poszukiwanych zawodów. Na uczelniach Greifswaldu czy Szczecina, coraz częściej podejmowali naukę studenci o polskich nazwiskach i pochodzeniu.