Bomble na rękach od walenia w automat. Tyle pozostało w sobotę pasażerom „Bielika IV” po próbie napicia się kawy z automatu na promie. Wrzucili kilka złotych, ale kawy się nie doczekali. Próba „obudzenia” automatu za pomocą lewego prostego skończyła się złamaniem paznokcia. Wszystko na próżno. Automat nie dość, że nie wydał kawy to połknął także na dobre należność. Zdesperowani, nie wierząc nawet w skuteczność tej próby, zadzwonili pod numer komórkowy podany na obudowie automatu. I co? Pewno pomyślicie, że w słuchawce usłyszeli gburowaty głos pracownika oszukańczej firmy… Nic z tych rzeczy. Pan spytał tylko, na jakim promie jest kłopot, a gdy jednostka dobiła do drugiego brzegu, oddzwonił i oddał pechowcowi należność. Pięknie! Wreszcie uczciwość bierze górę nad lekceważeniem klienta. Zdrowe zasady kapitalizmu dotarły, zatem już także nad Świnę. Szkoda tylko, że bohaterom tej opowieści nie było dane napić się kawy. Bo w gruncie rzeczy tylko o tą banalną potrzebę człowieka chodziło. Ale za to ładne te automaty…