aferyprawa.com • Czwartek [03.09.2009, 07:40:28] • Polska

ZABÓJCZY RAPORT - tajemnica śmierci byłego szefa policji Marka Papały

Marek Papała zginął, bo poznał związki międzynarodowych, zorganizowanych grup przestępczych z oficerami służb specjalnych PRL i czołowymi politykami III RP. Taki wniosek nasuwa się po lekturze ściśle tajnego raportu, który Papała otrzymał w ostatnich dniach swojego urzędowania i który prawdopodobnie pokazał nieodpowiednim osobom. „Angora" dotarła do treści sensacyjnego dokumentu.

Chodzi o raport sporządzony w drugiej połowie stycznia 1998 roku przez Bundeskriminalamt – niemiecką policję zajmującą się zwalczaniem zorganizowanej przestępczości. Raport liczy kilkadziesiąt stron. Został opatrzony klauzulą „ściśle tajne".

Zawiera informacje BKA na temat polsko-amerykańsko-niemieckiej zorganizowanej grupy przestępczej działającej w wielu krajach. Istotą funkcjonowania tej grupy były jej powiązania z organami ścigania, politykami i służbami specjalnymi w krajach b. demokracji ludowej, głównie w Polsce.

Gangster i biznesmen

Ściśle tajny raport ma dwóch głównych bohaterów. Pierwszy to Nikodem Skotarczak ps. „Nikoś" - wówczas, w 1998 roku niekwestionowany lider podziemia przestępczego w Trójmieście, oficjalnie szanowany biznesmen.

- Nikoś w ciągu kilku lat stworzył największe przestępcze imperium na Pomorzu - mówi mł. insp. Jarosław Marzec - wieloletni szef gdańskiego Centralnego Biura Śledczego, później dyrektor CBŚ. – Jego gang zajmował się właściwie wszystkim: wyłudzaniem haraczy, kradzieżami samochodów, „opodatkowywaniem” ageneji towarzyskich, potem handlem narkotykami. Przestępczą karierę Nikodem Skotarczak zaczynał w latach 70 jako ochroniarz w gdyńskim klubie nocnym „Maxim”. Miał już wówczas kontakty w trójmiejskim półświatku. Praca w nocnym klubie cieszącym się ogromnym powodzeniem wśród lokalnych rzezimieszków umożliwiła mu nawiązywanie dalszych znajomości. Młody człowiek bardzo szybko zaprzyjaźnił się z ówczesnymi szefami złodziejskich szajek i wpływowymi przestępcom na Wybrzeżu. Po krótkim czasie mógł zamienić pracę ochroniarza w klubie na ochroniarza jednego z gdańskich bossów, a później stać się jego prawą ręką.

Początki jego kariery przypadły na czas reform Gierka i chwilowego dobrobytu. W pustych dotychczas sklepach pojawiły się potrzebne towary: lodówki, pralki i telewizory. Budowano coraz więcej mieszkań, a na drogach pojawiało się coraz więcej samochodów.

W wyższych sferach pojawiła się moda na samochody z krajów zachodniej Europy, które nielicznym szczęśliwcom udało się sprowadzić.

Tę modę wykorzystał „Nikoś". Wraz z kilkoma kolegami zajął się przemytem do Polski samochodów skradzionych w Niemczech. Jego klientami byli prezesi i dyrektorzy państwowych spółek, wysocy rangą urzędnicy państwowi, milicjanci oficerowie służb specjalnych i oczywiście dygnitarze partyjni. Dzięki znajomościom z takimi osobami, Nikodem Skotarczak szybko stał się najbardziej wpływowym człowiekiem na Wybrzeżu.

Równolegle grupa kierowana przez „Nikosia” zajmowała się lukratywnym przemytem alkoholu i papierosów. Pieniądze zdobyte wskutek tego procederu były tak duże, że na początku lat 80 Skotarczak wspomógł finansowo Lechię Gdańsk.

Klub piłkarski odbił się od dna i przez pewien czas święcił tryumfy, zaś sam gangster został odznaczony tytułem „Zasłużonego Obywatela Gdańska”.

Kilka lat później na trop trójmiejskiej szajki wpadli zachodnioniemieccy policjanci. Z ich ustaleń wynikało, że w ciągu 10 lat grupa ukradła ponad 200 luksusowych samochodów. Funkcjonariusze potrafili udowodnić tylko co dziesiąte przestępstwo.

To wystarczyło, by „Nikosia" zatrzymać, skazać i osadzić w więzieniu w Hamburgu. Pobyt gangstera za kratami nie trwał jednak długo.

W sali widzeń odwiedził go brat, który zamienił się z nim ubraniem. Skotarczak - w ubraniu brata - spokojnie opuścił gmach więzienia i wrócił do Polski. Cała ta sprawa kompromitowała niemiecki wymiar sprawiedliwości do tego stopnia, że władze zdecydowały się nie informować o niej opinii publicznej. Historia wyszła na jaw wiele lat później dzięki informatorom polskich dziennikarzy. Jednak od początku lat 80 zachodnioniemiecka policja interesowała się Skotarczakiem i pilnie śledziła każdy jego krok.

Drugi bohater raportu BKA to Edward M. - polonijny biznesmen mieszkający w Stanach Zjednoczonych. Urodzony w 1946 roku na Rzeszowszczyźnie, na początku lat 60 wraz z matką wsiadł na statek płynący do USA. Tam otrzymał prawo stałego pobytu, skończył studia i rozpoczął pracę. Udało mu się uzyskać obywatelstwo Stanów Zjednoczonych.

Młody człowiek zrobił oszałamiającą karierę karierę w biznesie – szczęściarz? W 2007 roku ,jego majątek szacowany był na 140 mln dolarów. Od początku lat 90 Edward M. robił poważne interesy w Polsce. Stał się m.in. właścicielem sprywatyzowanej spółki „Bakoma”.

Od stycznia 1998 roku Edwarda M. i komendanta głównego policji Marka Papałę łączyła zażyła znajomość. Z akt śledztwa wynika, że Edward M. pomagał komendantowi uczyć się języka angielskiego. Załatwił mu specjalny kurs językowy w Chicago.

Papała rozpoczął intensywną naukę, gdyż miał w niedługiej przyszłości rozpocząć pracę oficera łącznikowego polskiej policji w Brukseli.

Wiedza zastrzeżona

Raport sporządzony przez Bundeskriminalamt przedstawia jednak inne oblicze Edwarda M. Według BKA, Edward M. od końca lat 70 dobrze znał Skotarczaka i blisko współpracował z nim. Obaj zorganizowali lukratywny przemyt kradzionych samochodów z USA do Polski.

W raporcie czytamy: Złodzieje kradną najdroższe samochody z terminali kontenerowych w amerykańskich portach, gdzie samochody były przygotowane na transport za granicę. Ginie około 50 sztuk miesięcznie.

Amerykańskim służbom trudno jest to odkryć, gdyż w terminalach są tysiące sztuk samochodów. Według BKA, gang Skotarczaka fałszował dokumenty przewozowe i celne, dzięki nim odprawiał skradzione samochody i wysyłał za ocean. Czasami strażnicy odkrywali kradzież, jednak nie zawsze zgłaszali ją policji, w obawie o narażenie siebie i producenta aut na utratę dobrego imienia. Najczęściej więc firma pilnująca terminali zamawiała na własny koszt duplikaty samochodów.

Do Polski skradzione pojazdy wjeżdżały na fałszywych dokumentach dotyczących tzw. mienia przesiedleńczego (to prawo pozwalające wwieźć bez podatku majątek ruchomy nabyty podczas wieloletniego pobytu za granicą).

Przestępcy podawali jako właścicieli samochodów osoby, które już dawno nie żyły. Korumpowali również polityków, którzy wprowadzali w życie przepisy prawne pozwalające bez cła rejestrować samochody z mienia przesiedleńczego.

Raport wskazuje nazwisko Ireneusza Sekuły - wieloletniego prezesa Głównego Urzędu Ceł. W zamian za łapówki od gangsterów, Sekuła miał przygotowywać i wprowadzać w życie przepisy celne odpowiadające mafii.

Tę część raportu potwierdził również Jarosław Sokołowski „Masa" - świadek koronny w procesie gangu pruszkowskiego. Opowiedział on prokuratorom, że Sekuła przyjmował pieniądze także od mafii pruszkowskiej. Sam Sekuła w 2001 roku popełnił tajemnicze „samobójstwo”.

Autorzy raportu napisali również, że od początku lat 90 gang zaczął również organizować ogromny handel narkotykami. Część środków odurzających transportowana była w kradzionych samochodach. Następnie gangsterzy zaczęli również handlować przemycanym alkoholem i wprowadzać do obiegu fałszywe marki i dolary.

Według BKA, na terenie Polski procederem kierował „Nikoś”, w USA wszystko organizować miał Edward M. Raport wymieniał również osoby współpracujące z gangiem.

Było tam nazwisko Sekuły, a także nazwiska skorumpowanych celników, oficerów Straży Granicznej, policji, urzędników samorządowych i funkcjonariuszy byłej Służby Bezpieczeństwa, którzy mieli pomagać mafii, wykorzystując swoje wpływy.

Były tam nazwiska wpływowych oficerów Komendy Głównej Policji. Wielu z nich to znajomi Edwarda M.

W 2007 roku, w trakcie procesu ekstradycyjnego przed amerykańskim sądem, polonijny biznesmen zeznał, że nie zna osoby o nazwisku Nikodem Skotarczak.

Etaty niejawne

Informacje niemieckiej policji uwiarygodniają archiwa zachowane w Instytucie Pamięci Narodowej.

Wynika z nich, że Skotarczak już w połowie lat 70 został informatorem gdańskiej Służby Bezpieczeństwa, a potem także Wojskowej Służby Wewnętrznej, używającym pseudonimów „Nikoś" i „Nikodem".

W konsekwencji, SB udzielała mu cichej pomocy w przemycie pojazdów. W zamian, oficerowie bezpieki i wojska kupowali od „Nikosia" luksusowe audi, mercedesy i volkswageny. Służby specjalne PRL-u bardzo często wykorzystywały przestępców do swoich gier - mówi Henryk Piecuch, pisarz i autor książek o służbach specjalnych. - Przestępcy musieli dzielić się zyskami z bezpieką. W zamian otrzymywali od niej parasol ochronny. W tamtym czasie bliskim współpracownikiem „Nikosia" był Andrzej H. ps. „Korek" - twórca i lider gangu mokotowskiego, w kwietniu 2008 roku skazany na 15 lat więzienia za handel narkotykami na szeroką skalę.

Z tajnymi służbami PRL związany był również Edward M. - Jego współpraca z wojskowymi służbami sięga przynajmniej 1985 roku - mówi Zbigniew Wassermann, były minister - koordynator służb. - Edward M. został wykorzystany przy legalizowaniu pieniędzy pochodzących z FOZZ. Są dokumenty wskazujące, że poloniiny biznesmen pracował dla wojskowych służb specjalnych także po roku 1990. Kontakty te miały mu pomóc w prowadzeniu w Polsce legalnych interesów (m.in. przejmowaniu prywatyzowanych spółek państwowych).

Ściśle tajny raport BKA przywiózł do Komendy Głównejej Policji łącznik używający pseudonimu „Jerry". Od poczatku lat 80 rozpracowywał on gang kierowany przez Nikodema Skotarczaka. Kilka tygodni temu dziennikarzowi „Angory” udało się z nim porozmawiać.

- Pod koniec stycznia spotkałem się z Markiem Papałą w jego biurze w komendzie przy ulicy Puławskiej - wspomina „Jerry".

- Był to jeden z jego ostatnich dni pracy na stanowisku szefa polskiej policji. Przyjął mnie w sposób uprzejmy. Rozmawialiśmy długo. Był bardzo zainteresowany informacjami od niemieckiej policji. Przedstawiłem mu też sam to, co wiedziałem na temat gangu Skotarczaka. Papała powiedział, że do rozmowy wrócimy.

Następne spotkanie „Jerry'ego" z Papałą, już po jego ustąpieniu ze stanowiska, było zarazem ostatnim. - Papała powiedział, że trudno mu uwierzyć w to, co przeczytał – wspomina łącznik w rozmowie z „Angorą”.

- Powiedział, że zna Edwarda M., że to jest uczciwy człowiek i nie może uwierzyć żeby był zaangażowany w przestępczy proceder. Papała powiedz 1) mi: „Ja pokazałem ten raport Edkowi i on wszystkiemu zaprzeczył i powiedział, że to nieprawda”. Jeśli wierzyć „Jerry’emu (a nie ma podstaw podejrzewać go o kłamstwo lub konfabulacje), oznacza to, że w ostatnich dniach swojego urzędowania Marek Papała dał przeczytać Edwardowi M. Tajny raport na temat gangu, w którego działalność Edward M. Miał być zamieszany!

Dzięki tej lekturze Edward M. mógł dowiedzieć się, co zachodnioniemiecka policja wie o nim i jego działalności. Czy właśnie tamto wydarzenie sprawiło, że na komendanta głównego policji został wydany wyrok śmierci?

Echa wielkiej polityki

Raport niemieckiej policji zawierał tyle szczegółowych danych, że mógł zostać wykorzystany do celów procesowych. Każdy szczegół był przez BKA dobrze udokumentowany - m.in. zeznaniami świadków koronnych i nagraniami podsłuchanych rozmów (udało się m.in. zarejestrować momenty, kiedy celnicy i policjanci przyjmowali łapówki od przestępców).

Wystarczyło, aby w tej sytuacji kierownictwo policji powołało specjalny zespół, który we współpracy z BKA miałby rozbić tę grupę przestępczą. Tak się jednak nie stało, a sprawa umarła śmiercią naturalną.

Raport mógł jednak stanowić bombę z opóźnionym zapłonem. Znajdowało się w nim tyle fuków, dat, nazwisk i kompromitujących informacji, że jego wykorzystanie mogło w odpowiedniej chwili złamać niejedną karierę w polityce, administracji samorządowej czy policji.

Dzień, w którym dokument trafił do rąk Papały, nastąpił cztery miesiące po wyborach parlamentarnych wygranych przez Akcję Wyborczą „Solidarność”.

Ruszyła wówczas polityczna „miotła”. Ze wszystkich ważnych stanowisk państwowych usuwano ludzi SLD, a w ich miejsce mianowano osoby związane z AW„S".

- Generał Marek Papała, znany z wielkich ambicji, mógł dla przypodobania się nowej władzy ujawnić informacje kompromitujące ludzi związanych z SLD - mówi oficer policji, który brał udział w śledztwie dotyczącym zabójstwa generała.

- W zamian mógłby oczekiwać pozostania na stanowisku. Taka sytuacja dałaby dobry klimat do zwolnienia z policji wielu funkcjonariuszy wywodzących się ze Służby Bezpieczeństwa. To zaś mogłoby naruszyć status quo policji, w której wiele kluczowych stanowisk zajmowali ludzie wywodzący się z aparatu władzy PRL. Czy właśnie wtedy lobby komunistycznych służb podjęło decyzję o zamordowaniu komendanta?

- Krótki czas po odejściu ze stanowiska Papała zaczął obawiać się o swoje życie - opowiada cytowany wyżej rozmówca z grupy śledczej.

- Twierdził, że posiadł wiedzę zagrażającą wielu wpływowym osobom. Liczył na to, że zbliżający się wyjazd do Brukseli pozwoli mu przetrwać trudne czasy. Tak powiedział śledczym jeden ze znajomych generała.

Papała przeliczył się. 25 czerwca 1998 roku dosięgła go kula płatnego zabójcy.

Leszek Szymowski - Gazeta Polska , 13-14 VI 2009

Źródło: https://iswinoujscie.pl/artykuly/10945/