Edyta Sobczak • Poniedziałek [14.05.2007, 00:07:18] • Świnoujście

Rozmowa o malarstwie – życiowej pasji Sławomira Gębczyńskiego

Rozmowa o malarstwie – życiowej pasji Sławomira Gębczyńskiego

fot. Piotr Miazga

Sławomir Gębczyński – absolwent liceum plastycznego, który porzucił rodzinne Police by zaspokoić swoją melancholijną duszę spacerami świnoujską plażą. Na co dzień pracuje jako barman, po godzinach zamienia się w artystę – malarza.

Edyta Sobczak: Sprawiasz wrażenie osoby, która niezwykle ceni sobie poczucie humoru…..
Sławomir Gębczyński:
Może na pozór sprawiam takie wrażenie, ale w rzeczywistości jestem zdecydowanie typem melancholika.

ES: Jakie wydarzenie miało wpływ na to, że stałeś się malarzem?
SG:
Z całą pewnością znaczący wpływ na to miała muzyka Ludwika von Beethovena.
Gdy chodziłem do zerówki – miałem wówczas sześć lat, na lekcji muzyki usłyszałem po raz pierwszy utwór „Dla Elizy”. Do dwunastego roku życia potrafiłem zagrać go z pamięci na pianinie. Pewnego dnia jedna z moich nauczycielek w szkole podstawowej usłyszała moją grę i zapytała się czy dałbym sobie rade z namalowaniem portretu mojego ulubionego kompozytora. Przyniosłem go do szkoły na drugi dzień. Wywołał on u mojej nauczycielki nie małe zaskoczenie.
Z czasem zacząłem czytać biografie Beethovena i innych kompozytorów. Za każdym razem tworzyły się w mojej głowie ich nowe wizerunki, które później kreśliłem na papierze. W ten sposób udało mi się wykreślić ponad tysiąc czterysta portretów. Tak się rozpoczęła moja przygoda malarstwem.

fot. Piotr Miazga

ES: Czym jest dla Ciebie malarstwo? Czy to sposób na życie, pasja czy coś więcej?
SG:
Malarstwo jako przejaw sztuki przez duże „S” wzrasta do rangi działań podświadomych – nie jest kompromisem, nie jest tez poszukiwaniem, jest świadomym aktem - działaniem. Nie ma prawa błądzić! Nie ma również miejsca na słabość. To intymna sfera oznaczająca się w ilustracji wewnętrzną dojrzałością. To efekt życia i wewnętrznego doskonalenia się, ale i poszukiwania. W końcu to potrzeba definiowania. Malarstwo zatem może być definiowaniem, stara się urosnąć do funkcji nazewniczych, tym samym jest ilustracją samego popełniającego czyn malowania.

ES: Czy pamiętasz swoją pierwszą wystawę malarską?
SG:
Odbyła się ona zeszłorocznej jesieni w Jazz Clubie Centrala i trwała trzy tygodnie. Miałem kilka ciekawych pomysłów na moje nowe prace, ale do realizacji potrzebowałem materiałów na wykonanie podobrazi, które są stosunkowo kosztowne. Pewnego późnego wieczoru zadzwonił do mnie mój kolega Piotr Miazga i powiedział mi, że na jednej ze świnoujskich ulicy leżą dwie stare ramy okienne. Zrobiłem z nich aż cztery podobrazia. Resztę nocy spędziliśmy jeżdżąc po całym mieście w poszukiwaniu okien, łącznie znalazłem ich ponad dziesięć. Udało mi się na czas wykonać wówczas dziewięć portretów, które można było oglądać w czasie wystawy.

fot. Piotr Miazga

ES: Czy masz swoim pracom coś do zarzucenia?
SG:
Zdecydowanie brak doskonałości, zdaję sobie sprawę, że poświęcam im za mało czasu. Zanim usiądę przed płótnem w mojej głowie musi narodzić się nowy pomysł, wizja. Niestety z powodu dużej ilości obowiązków – dodatkowo uczę się i pracuję, moje prace często zostają niedokończone. Mam nadzieję, że z czasem to się zmieni.

ES: Czy nosisz w sobie nowe wizje swoich prac?
SG:
To jedna z cecha, która charakteryzuje mistrzów pędzla. Osobiście wychodzę z założenia, że jeżeli posiada się stałą wizje i z czasem uznaje się ją za nie konkretną i zmienia się kompozycje to działa na plus, gdyż świadczy to o tym, iż malarz nadal w pewien sposób dojrzewa do swoich prac, myśli nad nimi, analizuje je.

ES: Czy posiadasz pewien własny autorytet malarski, na którym wzorujesz styl, tematykę swoich prac?
SG:
Zawsze powracam do prac moich ulubionych malarzy, krok po kroku analizując je.
Nie ograniczam się tylko do ich dzieł, poruszam tez kwestie ich biografii..
Bardzo nie lubię, nie znoszę malarstwa abstrakcyjnego. W dzisiejszych czasach nie sztuka jest namalowanie czegoś koślawego… Odchodzi ono całkowicie od tego, co tworzę.

fot. Piotr Miazga

ES: Jak twoja sztuka odbierana jest przez innych ludzi?
SG:
Z ich ust najczęściej wypływają słowa typu „fajne” i „gratuluję”. Ludzie nie przywiązują wagi do sztuki. Moje prace zostają często błędnie odebrane, nie tak jak to sobie wyobrażam.
Staram się w nich zawrzeć prawdziwą, zaobserwowaną przeze mnie twarz, wizerunek człowiek. Taką, którą ma gdy wraca późnym wieczorem do domu i nie musi już niczego udawać, może być już sobą.

ES: Wiem, że wykonałeś również swoje autoportrety…
SG:
Malując je starałem się odnaleźć samego siebie. Uchwyciłem w nich taką chwile, w której człowiek siebie nie widzi. Usłyszałem opinie, że postać, która jest na obrazie, wcale nie przypomina mnie. Przybierałem wtedy taką minę, jaką miałem na portrecie. Wtedy wszyscy dokładnie widzieli podobieństwo.

ES: Stawiasz przed sobą cele czy marzenia?
SG:
Jestem realistą, wtopiłem się w codzienność, nauczyłem się żyć w niej. Mimo wszystko są chwile, w których poddaje się swoim marzeniom.

Źródło: https://iswinoujscie.pl/artykuly/1077/