Jak przekazał nam świadek, który przechodził obok miejsca zdarzenia, rowerzysta został potrącony na skrzyżowaniu. Po chwili jednak podniósł się z jezdni, zabrał rower, a kierowca samochodu wysiadł z auta. Obaj mężczyźni mieli spokojnie porozmawiać, stanąć „oko w oko”, po czym rozeszli się w przeciwnych kierunkach.
Cała sytuacja trwała bardzo krótko. Nie wezwano służb ratunkowych ani policji. Po kilku minutach na miejscu nie było już ani rowerzysty, ani kierowcy - jakby zdarzenie rozpłynęło się w miejskim ruchu.
Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że nikomu nic się nie stało. Jednak takie sytuacje pokazują, jak łatwo drobne z pozoru potrącenia mogą pozostać poza oficjalnymi statystykami. Brak zgłoszenia nie zawsze oznacza brak konsekwencji zdrowotnych, które czasem ujawniają się dopiero po czasie.
To kolejny sygnał, że na skrzyżowaniach potrzebna jest szczególna ostrożność - zarówno ze strony kierowców, jak i rowerzystów. Nawet jeśli wszystko kończy się „na nogach”, bezpieczeństwo nie powinno być sprawą drugorzędną.




















Może się dogadali.
Z moich obserwacji powiem, że mam wrażenie, że rowerzysta traktowany jest jak powietrze.
30 IX mimo że jechałem rowerem drogą rowerową wzdłuż Grunwaldzkiej i wjechałem na czerwony pas przejazdu ulicy Grodzkiej, nagle zajechał mi drogę samochód osobowy kierowany przez młodą kobietę, skręcający - to ważne - z Grunwaldzkiej w Grodzką. Ten szczegół jest ważny, bo gdyby wyjeżdżała z Grodzkiej, a ja bym jej zablokował wyjazd nawet jadąc drogą rowerową, to w swietle prawa ja bym był winien. Tu prawo jest głupie, nielogiczne, ale pominę to teraz, bo w tamtym przypadku winna była kierująca autem. Po raz pierwszy od 20 lat mojego intensywnego jeżdżenia rowerem uderzyłem w jakikolwiek samochód - na szczęście palce miałem na dźwigniach hamulców, co dało mi zbawienne ułamki sekundy na reakcję, a same hamulce tez były świetne, zresztą hydrauliczne. Nic mi się, ani rowerowi, nie stało. Mężczyzna towarzyszący kierującej kobiecie zapytał, czy nic mi się nie stało - przynajmniej to. Ale czy ta kobieta w ogóle powinna kierować autem, skoro nie jest w stanie ok.g.13w jasny dzień zauważyć drogi rowerowej i rowerzysty
„Obaj mężczyźni mieli spokojnie porozmawiać, stanąć „oko w oko”, po czym rozeszli się w przeciwnych kierunkach... Po kilku minutach na miejscu nie było już ani rowerzysty, ani kierowcy.” A co z autem? Ktoś wie czy auto nadal tam stoi?
Na tym przejściu (źle oświetlonym) rowerzysta powinien zsiąść z roweru aby przejść po pasach. Najwyraźniej jechał, a jeśli miał ciemna kurtkę to był niewidoczny. Odblaski na nogawkach to za mało.
Ktoś wie kto to??