W centrum Świnoujścia, tuż przy ulicy Dąbrowskiego, zamontowano w tym roku barierki. Miały za zadanie ograniczyć skracanie drogi przez pieszych w miejscu. Miasto chciało poukładać chaotyczny przepływ ludzi, by zmniejszyć ryzyko zdarzeń. Pomysł sensowny, wykonanie solidne - barierki wyglądają estetycznie i wpisują się w otoczenie.
Tyle teoria. Praktyka? Cóż… praktyka pokazuje, że mieszkańcy mają swoje nawyki. A te, jak wiemy, są silniejsze niż najstaranniej zaplanowana infrastruktura. Rowerzyści, zamiast korzystać ze stojaków znajdujących się dosłownie 15–20 kroków dalej, wolą przypinać swoje jednoślady właśnie do barierek tuż naprzeciwko wejścia do galerii.
Dlaczego? Bo bliżej. Bo szybciej. Bo „na sekundkę”. A może dlatego, że jak mówią niektórzy kierowcy - rowerzyści wcale nie różnią się od samochodziarzy, którym też zawsze najwygodniej jest zaparkować przed samymi drzwiami sklepu. Słowem: trochę to w nas siedzi. Niezależnie od liczby kół.
Co więcej, stojaki są zamontowane w miejscu bezpiecznym, przeznaczonym wyłącznie do parkowania rowerów. Wydawałoby się: wszystko na swoim miejscu. A jednak codzienność rządzi się własnymi prawami.
Można się zastanowić, czy stojaków tu nie brakuje. Być może są zbyt krótkie, zbyt niewygodne, a może po prostu za mało widoczne. A może Galeria Corso powinna pomyśleć o ich rozbudowie, skoro tylu rowerzystów chce zatrzymać się dosłownie przed drzwiami. Jedno jest pewne- skoro pojawiły się barierki, niektórzy uznali je za naturalne miejsce do przypinania rowerów.
Padają nawet żartobliwe propozycje: może obsadzić barierki palmami, teraz modne? Albo zamontować na nich kwietniki, które zniechęcą do takiego parkowania. Choć brzmi to zabawnie, dyskusja jest całkiem poważna.
Kierowcy narzekają na rowerzystów, rowerzyści na kierowców. A prawda jak zwykle leży pośrodku i mówi jedno: lubimy być jak najbliżej wejścia. Bez względu na to, czym jedziemy.



















kierowcy źli, rowerzyści źli, wszyscy źli. Dla kogo jest to miasto?