Od kilku miesięcy w mieście coraz głośniej mówi się o tym, że nie wszyscy radni są rzeczywiście obecni w codziennym życiu Świnoujścia. Owszem - pracować poza miastem to nic złego, czasy są inne, praca zdalna stała się normą, a wielu mieszkańców dojeżdża za chlebem. Problem zaczyna się jednak wtedy, gdy radny nie tylko pracuje, ale i mieszka na stałe w innym miejscu. Gdy jego życie toczy się poza granicami miasta, a w Świnoujściu pojawia się głównie od święta: na sesji, by nagrać krótki filmik do mediów społecznościowych albo pokazać się w przestrzeni publicznej tylko po to, by formalnie potwierdzić swoją obecność.
Czy to uczciwe wobec mieszkańców, którzy powierzyli swój głos w wyborach? To pytanie warto dziś zadać głośno. Bo mieszkańcy są de facto pracodawcami radnych. Mają prawo oczekiwać, że ich reprezentanci będą uczestniczyć w debacie publicznej, słuchać problemów sąsiadów, wspierać dobre pomysły i konstruktywnie krytykować złe rozwiązania.
Rada miasta to nie zdalne stanowisko w korporacji, które można wykonywać z dowolnego miejsca na świecie. To zobowiązanie wobec wspólnoty lokalnej - tej samej, która finansuje diety i oczekuje, że radny będzie obecny nie tylko „na papierze”.
Czy wszyscy są gotowi na co dzień żyć problemami miasta? A jeśli nie, czy nie powinni zrezygnować z mandatu, by zrobić miejsce tym, którzy są gotowi poświęcić się w pełni?
Wszyscy wiedzą, że chodzi o J.B. i B.M.. Ten pierwszy to wprost nie ukrywa, że już mieszka ze swoją miłością daleko stąd. A jak przyjeżdza raz na 2/3 miesiaće to robi tylko zamieszanie
Wszyscy pracujacy i mieszkajacy poza miastem powinni oddac mandat i zajac sie swoim zyciem. Nie wiem po co ludzie w ogole glosuja na takich darmozjadow, potem efekty widac w praktyce.