A potem w pudełko i prosto do magistratu. Konkretnie do gabinetu wiceprezydenta Andrzeja Szczodrego.
W urzędzie zrobił się prawdziwy popłoch. Prezydent, jak mówił Pan Andrzej, mocno się zirytował. Koniec końców odesłano go (nie prezydenta, tylko p. Andrzeja, wraz z kotem) do odpowiedniego wydziału i tam zarówno on, jak i (przede wszystkim) kot otrzymali pomoc.
Więcej przeczytasz na blogu:
asta.redblog.gs24.pl
...jasne, że śrubokrętem...
śrubokretem tego kota reperował?
No mam okazję pogratulować tobie Andrzeju.Słuszna to była postawa i dobre masz serce.Walka ludzi opiekujących się zwerzętami ze schroniskiem, to długa droga przez mękę.Nie jeden wyrok już zapadł lecz zawsze z korzyścią dla miasta.Dzierżawcy schroniska są faworyzowani przez miasto, a koniec tego spektaklu będzie i tak niefortunny dla kota.Więc radzę pilnować tego zwierzaka bo będzie uśpiony.
Jaki bzdurny artykuł nie wiele można z niego zrozumieć. Jeżeli to był kot pana Anrzeja To co prezydent miał go przyjąc bo kot jest chory??
ten pan Andrzej to niezły partacz. Nie wiem kto go fachu nauczył, bo to co zrobił z moją szybą w drzwiach woła o pomstę do nieba. Tak właśnie niech się zajmie bezdomnymi kotami a nie szkleniem. Żenada!