- Przedsiębiorcy mają poważne zastrzeżenia, co do trybu konsultacji tak rewolucyjnych dla gospodarki pomysłów. Nie odżegnujemy się od tezy, że zmiany są konieczne. Przede wszystkim konieczny jest tutaj dialog z przedsiębiorcami. Nie chcemy powrotu do znanych nam, niezbyt pozytywnych zwyczajów, że najpierw mówi się, że zmiana będzie, a potem dopiero deklaruje ewentualne konsultacje – mówi Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.
„Czterodniowy tydzień pracy jest niemalże niemożliwy do wprowadzenia”
Deklaracje Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w ostatnich dniach mocno rozgrzewają opinię publiczną. Według deklaracji do końca 2027 roku jeden z wariantów ma wejść w życie: krótszy tydzień pracy lub krótszy dzień pracy.
- Zmiany są naturalną koleją rzeczy. Tyle, że w tym temacie, podobnie jak w temacie płacy minimalnej, Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej powinno postawić na dialog z przedsiębiorcami. Powiedzielibyśmy wtedy, że przy obecnej sytuacji gospodarczej i przy wielu brakach kadrowych w niektórych dziedzinach gospodarki czterodniowy tydzień pracy jest niemalże niemożliwy do wprowadzenia – mówi Hanna Mojsiuk.
– Wyobrażam sobie wprowadzenie krótszego dnia pracy. To jest rzecz do dyskusji. Takie zmiany muszą być zawsze dokładnie przeliczone. Mowa o kosztach przedsiębiorców, ale także logistyce pracy poszczególnych gałęzi gospodarki np. przemysłu, transportu czy handlu – dodaje Hanna Mojsiuk.
Póki co firmy, które ramowo wprowadzały czterodniowy tydzień pracy nie znajdowały wielu naśladowców.
- Nawet firmy sektora IT przyznają, że czterotygodniowy tydzień pracy obniża efektywność pracy. Takie zmiany muszą być więc wprowadzone, gdy przedsiębiorstwa będą mogły sobie na takie spadki np. w produkcji pozwolić – dodaje Hanna Mojsiuk.
Wiele krajów europejskich testuje nowe rozwiązania na rynku pracy. Północna Izba Gospodarcza opowiada się za stopniowymi i uporządkowanymi zmianami.
Wiele opcji zmian w kodeksie pracy jest na stole. Przedsiębiorcy oczekują dialogu
Eksperci nie mają wątpliwości, że wszelkie zmiany powinny być poprzedzone kompleksowymi konsultacjami.
- Nie da się takich zmian wprowadzić na „łapu-capu”. Wszelkie zmiany należy skonsultować z przedsiębiorcami, ale zapytać także pracowników czy mają takie oczekiwania. Wyobrażam sobie wprowadzenie krótszego dnia pracy, ale może wówczas trzeba zweryfikować czy wówczas nie skasować obowiązkowej 15 minutowej przerwy w czasie dnia pracy. Słyszałem także o propozycji czterodniowego tygodnia pracy, ale w trybie zmianowym, czyli jedni pracują od poniedziałku do czwartku, ale inni też od czwartku do niedzieli – mówi Kamil Zieliński, ekspert rynku pracy.
- Czterodniowy tydzień pracy ładnie brzmi, ale organizacyjnie to wielkie wyzwanie – dodaje ekspert.
Swoje wątpliwości mają również inni eksperci Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.
- Jest wiele firm, które organizacyjnie i finansowo nie byłyby w stanie udźwignąć tych zmian. Będzie to prowadziło do poszukiwania przez przedsiębiorców nowych rozwiązań, w tym szerszej automatyzacji czy stosowania sztucznej inteligencji. Wszyscy jesteśmy zgodni, że mniejsza ilość pracy jest znakiem czasu. Mam jednak wątpliwości, co do czasu, gdy te zmiany są wprowadzane.
Od 2020 roku niepewność gospodarcza stale towarzyszy przedsiębiorcom. Nowe regulacje w trudnych czasach to nie jest dobry pomysł – mówi mecenas Marek Jarosiewicz, ekspert gospodarczy, wspólnik w kancelarii Wódkiewicz & Sosnowski.
Michał Kaczmarek
Rzecznik Prasowy Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie
Unijny Zielony Ład i walka z emisją CO2 czyni wszelką produkcję w krajach UE nieopłacalną, więc gadanie o tym, że nie można wprowadzić nawet trzydniowego tygodnia pracy jest bez sensu i wbrew unijnemu prawodawstwu, które narzuca ograniczanie europejskiej produkcji i emisji CO2 w ramach walki o klimat. My w UE możemy pracować krócej, bo i tak nie damy w takich unijnych warunkach konkurować ze światem. Niech więc ci przedsiębiorcy tak nie pyszczą że się nie da, że nieopłacalne, że będą musieli likwidować firmy- bo o to tej lewackiej UE chodzi- o eliminację. Tu mają działać wyłącznie unijni urzędnicy, kilka zachodnich korporacji, a cała produkcja ma się odbywać poza UE. Więc po co ta cała szopka o dialogu z przedsiębiorcami, skoro wiadomo o co w tym chodzi, by z UE zrobić lewacki mało efektywny produkcyjnie marksistowski skansen, z zeroemisyjnością produkcji i domów, z zeroE CO2, z tym wkrótce niebieskim ładem, gdzie zlikwidują nam papier toaletowy i wprowadzą prane ekoręczniczki do pupy i ekocykl wody w kiblu.