Czy sposób celebrowania święta liczącego sobie blisko dwa tysiące lat znacząco zmienił w czasie minionych stuleci? Które ze zwyczajów wielkanocnych polskiej szlachty zatarły się na mapie czasu, a które z nich celebrujemy tak samo, jak nasi przodkowie? Odpowiedź na to pytanie może stanowić niemałe zaskoczenie.
Wielki Post, czyli umiarkowany umiar
Barwne wersety wieszcza Mickiewicza, przepełnione smakami i aromatami dworskiej kuchni mogą dać wstępne wyobrażenie o tym, jak mogła trwać zamykająca czterdziestodniowy post Wielkanoc w dawnej Polsce.
Wstrzemięźliwość od wystawnego jedzenia w czasach, gdy stanowiło ono jedną z największych przyjemności, bez wątpienia żegnana była w wyjątkowo wystawny sposób. Poprzedzający Wielkanoc post w dawnej Polsce był podyktowany nie tylko samą wiarą, ale i koniecznością. Kres zimy to również koniec zimowych zapasów, których nie można uzupełnić nowymi, czekając dopiero na wiosenny rozkwit przyrody. Jest to kolejny z przykładów przenikania się w polskim kalendarzu porządku wyznaczanego przez religię, przyrodę, a nawet dawne wierzenia. Wstrzemięźliwość od bogatych posiłków stawała się dzięki temu znacznie łatwiejsza, jeśli nie tylko przyświecała jej wiara, ale i niedobory w spiżarni.
Zupełnie inaczej, niż wśród chłopów i mieszczan post odbywał się wśród szlachty. W tym wypadku niekoniecznie ograniczano ilość spożywanego jedzenia, a jedynie zastępowano produkty niewskazane, do których należało mięso oraz masło. Na dworskich stołach gościły głównie potrawy rybne, treściwe zupy (polewka piwna oraz żur) oraz ciasta. Można więc rzec, że w dzisiejszych czasach także pościmy poniekąd jak szlachcice, nie rezygnując z sycących posiłków, a jedynie zmieniając nieco zawartość talerza.
Wielki Tydzień niekończących się przygotowań
Poprzedzające wielkanocny poranek dni były wypełnione przygotowaniami, które w głównej mierze dotyczyły sfery kulinarnej. W samą Wielkanoc należało bowiem wstrzymać się od prac domowych, w tym również gotowania. Przygotowując z wyprzedzeniem wystawny jadłospis z pewnością jedną z większych trudności było uchronienie gotowych potraw przed mieszkańcami dworu i przedwczesną konsumpcją.
Wystawne ucztowanie w czasie wielkanocnego śniadania nie godziło się w pełni z cnotami chrześcijańskimi, nakazującymi zachowanie umiaru. Dlatego też w dzień Wielkiej Nocy można było spożywać jedynie taki pokarm, który zostać wcześniej poświęcony i pobłogosławiony. To, co zostało skropione wodą święconą nie stanowiło już tak dużego zagrożenia dla czystości dusz biesiadników. Do dziś ten zwyczaj przetrwał pod postacią święconki w koszyczku, która jedynie symbolizuje potrawy obecne na wielkanocnym stole. Dawniej przestrzegano tego nakazu z wielką sumiennością. A ponieważ niemożliwym było przeniesienie całego jadła do kościoła, zastawiony stół wielkanocny gotowy był już w Wielką Sobotę, oczekując na przyjście księdza. Takie odwiedziny stanowiły także okazję dla mieszkańców okolicznych domostw, by poświęcić swoje pokarmy, które przynosili w koszach czekając na nadejście księdza przy wejściu do dworu. Święcenie odbywało się z wykorzystaniem poświęconej już na miejscu wody, którą każdy ze zgromadzonych mógł zabrać także ze sobą do domu.
Wielkanocne śniadanie – biesiada nad biesiady
Następujące po rezurekcji śniadanie wielkanocne rozpoczynano od dzielenia się jajkiem z wszystkimi domownikami, niezależnie od ich statusu czy funkcji pełnionej we dworze. W niektórych rejonach Polski do tego zwyczaju dołączone było także spożycie surowego chrzanu, co z pewnością nie należało do degustacji najprzyjemniejszych, biorąc pod uwagę poprzedzający śniadanie post. Osobliwością szlacheckiego stołu bez wątpienia mógł być baranek wykonany z masła. Tradycja ta obecna jest i dziś, z tą różnicą, że w XVI wieku tworzono go w rzeczywistych wymiarach. Z drugiej strony jednak warto pamiętać, że dworska Wielkanoc często odbywała się w gronie nie kilku, a kilkudziesięciu lub nawet setki biesiadników.
Ponieważ z wyprzedzeniem znacznie łatwiej było przyrządzić menu składające się z dań serwowanych na zimno, dworskie świętowanie nie mogło obyć się bez mięsiw, szczególnie drobiu, różnego rodzaju pieczeni, wędzonek oraz dziczyzny. – Nieodłącznym elementem suto zastawionego, staropolskiego stołu były zdobycze polowań, które należały do szlacheckiej codzienności.
Dlatego też, wśród najpopularniejszych mięsiw znajdowały się dziki, jelenie, a nawet łosie. Dziś możemy w czasie Wielkanocy bez trudu przywołać ducha szlacheckiej biesiady dzięki przetworom mięsnym z dziczyzną, a w szczególności bardzo charakterystycznym dla tradycyjnej kuchni polskiej pasztetom. Wybierając te z segmentu premium, stworzone jedynie z naturalnych składników, bez konserwantów, glutenu i sztucznych dodatków, zagwarantujemy sobie i domownikom pełnię smaku w najlepszej odsłonie – mówi Ewelina Jędrzejewska, ekspert marki Pasztet Dworski.
Co jeszcze znaleźć można było na wielkanocnym stole w szlacheckim dworze? Mnogość ciast, bab drożdżowych i mazurków, wędliny, chleb, ocet, sól i chrzan, a także oczywiście pisanki. Z tymi ostatnimi związany jest znany do dziś zwyczaj zwany „walatką” lub „wybitką”. Polegał on na stuknięciu się pisankami, a o zwycięstwie decydowało niezbicie się skorupki jajka. Zadziwiającym jest fakt, jak niewiele, pominąwszy samą skalę przedsięwzięcia oraz zasobność szlacheckich stołów, zmienił się kanon pokarmów spożywanych w czasie Wielkanocy na przestrzeni minionych wieków.
Więcej informacji o naturalnie szlachetnych pasztetach na www.pasztetdworski.pl.
Magdalena Brzęczek
Senior PR & Content Marketing Specialist