Chyba nie mogło być inaczej. Przecież Życie nie dałoby rady powalić Go zmęczeniem, zniechęceniem czy pospolitą chorobą. Przecież zawsze był w biegu. Przecież był z tych, co nie umierają w łóżku, jak Rutkiewicz i jak Kukuczka. Maratończycy nie chorują na nadciśnienie. Nie miewają miażdżycy. Nie grożą im wylewy. Nie potrzebują bajpasów. Nawet depresji nie znają. Życie musiało znaleźć inną drogę żeby go zatrzymać w biegu.
Jak fotokomórka na bieżni. Jak stoper.
W pracy był. Z aparatem fotograficznym, dyktafonem, notatkami. Nie posmakował emerytury. Ale tak musiało być. Dziennikarze emerytury nie mają. Nie mają demencji. Ani czasu na Alzheimera.
Znaliśmy się długo. Choć nie dość długo. Zwłaszcza, że odkąd namówił mnie na bieganie treningów po kilkadziesiąt kilometrów pojęcie „długo” bardzo, bardzo się zmieniło. Poznaliśmy się, gdzieżby indziej, na maratonie do Wolgastu. On biegł. Ja robiłem zdjęcia. Wtedy na myśl mi nie przyszło, żeby spróbować jak to jest kiedy człowiek przestaje być tylko widzem. Tylko oklaskiwaczem. Wtedy robiłem mój pierwszy w życiu fotoreportaż. O maratończykach. Aż kiedyś przyszedł czas, że zabrałem się za bieganie a Paweł za pisanie o sporcie.
Lubiłem z nim pracować. W każdej z gazet, które przyszło nam razem robić. Miał wszystkie cechy świetnego dziennikarza – potrafił napisać dokładnie tyle słów o ile Go prosiłem. Nie spóźniał się. Nie pytał nigdy „jak ja się tam dostanę”. Nie prosił o podwyżkę. Nie marudził kiedy trzeba było obciąć mu tekst o połowę, bo wchodziły na stronę jakieś reklamy. Nie potrzebował pochwał, choć lubił wiedzieć kiedy zrobił coś naprawdę fajnego. I zawsze mogłem na Niego liczyć. Nie musiałem się zastanawiać czy wszystko będzie na czas. A sportowe strony składało się w ostatniej chwili, żeby jeszcze zmieścić niedzielne wyniki. Zawsze było na czas. Pewnie to samo mogłaby powiedzieć i Mariola Żółtowska z TV Słowianin. I Stasiu Możejko z Nowego Wyspiarza. I Hania Lachowska z „Głosu”. I każdy kto z Pawłem pracował.
A teraz czytam posty i widzę, że znaliście Pawła jako trenera, sportowca, „posiadacza aparatu fotograficznego”. A przecież był świetnym dziennikarzem a nie tylko „posiadaczem aparatu”. Przecież uczył się, choć był w wieku, kiedy ludziom nie chce się już uczyć. Ciężko pracował. Pamiętam pierwsze zdjęcia które przynosił. Nie mogłem ich pokazać Andrzejowi Ryfczyńskiemu, bo osiwiałby do reszty (było to w czasach gdy Andrzej nie był siwy, tylko szpakowaty). I widziałem jak Paweł oswajał światło w starym Zenicie. A potem w coraz lepszych lustrzankach. Jak je szanował i jak one uczyły się szanować jego. Stał się dobry. W końcu dla niektórych zbyt dobry.
Umiał stawać się dobry w tym, co chciał robić. To rzadka cecha. Boże, jaka rzadka.
Piotr Andrzejewski wspomniał ostatnio, że Paweł zmienił jego życie na lepsze. Błogosławionym jest, kto tego dokona, prawda?
Szkoda, że nie z każdym mu się udało, ale w każdym razie - próbował. Nie kpił. Nie wyśmiewał miękkiego brzucha. Mógł ze mną na tej Sankowej Górze dziesiątki kilometrów, bo wiedział, że inaczej nie będzie mi się chciało. Wiedział, że marnuje czas, bo za grosz nie mam takiego talentu jak Piotrek Andrzejewski ani tyle samozaparcia co Rysiek Pilz.
Ale nauczył mnie, że nie to jest ważne czy wygrywasz. Tylko to, żebyś się nie poddawał. Tylko to, żebyś biegł.
Moje życie też kiedyś zmienił na lepsze. Gdy Wydawcy „Wyspiarza” ulegli naciskom ekipy ówczesnego Prezydenta i wyrzucili mnie z pracy, postanowiłem założyć nową gazetę. Ale nie było tam komu pracować. Bo trzeba było pracować za darmo. Kiedy przyszedłem spakować rzeczy zapytałem dziennikarza „Wyspiarza” kto pójdzie ze mną na niepewne.
Paweł, zanim powiedział „jasne, że pójdę” nawet się nie zastanawiał.
Może nie tylko moje życie wtedy zmienił? Może Radek Reszke i Sebastian Petrus, wtedy przecież dopiero startujący w dorosłe życie zobaczyli, że są jeszcze pośród tego podłego świata zwyczajnie porządni i przyzwoici faceci.
Dobrze było takich znać.
Dobrze było biec z Tobą Pawle choć kilka chwil.
Dobrze wiedzieć że jeszcze pobiegniemy kiedyś. Nie po tych łąkach białych zimą i zielonych wiosną. Nie po zielonych Pawle. Po niebieskich…
Dziś pierwszy wtorek bez Pana Pawła. Gdyby nie odszedł, właśnie wspólnie pilibyśmy herbatę, a Pan Paweł - w fotelu naprzeciwko mnie - przeglądałby gazetę, zaczynając (jakże by inaczej) od strony sportowej. Pięknie napisałeś, Grzesiu, o Naszym Panu Pawle. Tak właśnie o Nim mówiłam i tak będę myślę do końca: nasz Pan Paweł. Masz rację, że" chyba nie mogło być inaczej", bo" zawsze był w biegu". Dziękuję Ci za te słowa. Dzięki nim to wszystko wydaje mi się już jakby mniej absurdalne. Co prawda wciąż bardzo boli, ale przecież nie może być inaczej. Pozdrawiamy, Grześ. I wpadnij na herbatę, jeśli będziesz kiedyś w Świnoujściu!
Panie Pawle pieknie o Panu napisal Pana Przyjaciel mialam zaszczyt Pana poznac ja maz moj zyl, mysle ze sie spotkacieWyrazy wspolczucias dla rodziny
Świnoujście Cię żegna Panie Pawle z wielkim bólem.
Takim był Pan Paweł, jak zostało napisane. To był cudowny człowiek, takich ludzi jest już mało. Ale już go nie ma wśród nas. Żegnaj Panie Pawle! Wyrazy wsółczucia dla Rodziny.
Niech spi w Pokoju przyjdzie czas Bozy kiedy wszyscy sie obudzimy ze snu ;Albo do zycia wiecznego albo na zatracenie, to zalezy jakie to bylo nasze ziemskie zycie.Czy zylismy z Bogiem czy z zepsutym SWIATEM.Wybor nalezy do nas, Bog dal nam WOLNA WOLE.To jest cudowne.NIECH SPI W POKOJU.Niech Pan wleje pokoj w serca jego najblizszych.
Piękny, popłakałem się czytając.
Ten spontaniczny, szczery do bulu artykuł wzruszył mnie. Żegnaj Pawle.
Pięknie napisane, nic dodać, nic ująć
Wieli smutek uczyniłeś Pawle w sercach naszych, tym zniknieniem swoim :(((
Aż żal, że tacy ludzie jak p. Paweł odchodzą z tego świata. Wielka to strata dla nas, dla tych, którzy zostają. Pewnym jest to, że p. Paweł zostanie w pamięci i sercach naprawdę wielu ludzi. A idee i wzorce mam nadzieję zostaną z nami i będą przez młodych powielane. Cześć jego pamięci!!
Żałuję, że nie znałam Pana Pawła. Przeczytałam artykuł i popłakałam sę bardzo:(((((((( (Współczuję Rodzinie:(
Wzruszylam sie...
Pięknie napisane
Panie Grzegorzu, dziękuję za te słowa. Paweł właśnie taki był. Nigdy nie wypinał piersi do orderów, nigdy nie pchał się do pierwszego szeregu. Zawsze jednak był pierwszy kiedy ktoś potrzebował pomocy. Wspominaliśmy już o sportowej pasji Pawła, o dziennikarskim warsztacie. Chcę od siebie dodać słowo o Nim jako o ojcu trójki harcerzy. Jego przykład osobisty i to w co wierzył ukształtowały Agnieszkę, Jacka i Adama - harcerzy Hufca ZHP w Świnoujściu. Aktywni tak jak Ojciec, i dzielący się sobą tak jak On. Miałem niewątpliwą przyjemność poznać go. I prywatnie i w trakcie imprez sportowych, które wspólnie organizowaliśmy. Daj nam w tym mieście Panie Boże jak najwięcej takich ludzi, bo niczego nam tak dzisiaj nie potrzeba jak wzorców do naśladowania. Ech... zupełnie niepotrzebna śmierć. Nie mnie śledzić boskie wyroki, jednak Pan Bóg musiał mieć w tym jakiś swój plan. Teraz Pawle, w Jego zespole nic Cię już więcej nie zatrzyma w pół drogi.
juz odczulismy twoj brak na sobotnim meczu ZEGNAJ PAWLE SPOTKAMY SIE W INNYM SWIECIE
Do zobaczenia panie Pawełku...