Firma podjęła poszukiwania przed południem. Do Urzędu Miasta w Międzyzdrojach napływały wcześniej różne sygnały o tym skąd pałeczki salmonelli mogły się do Bałtyku przedostać. Różne sygnały odbierał także „Kurier”. Czytelnicy wskazywali na beczki z fekaliami zakopane za jedną ze smażalni oraz nieczystości wylewane do wody przez jeden ze stateczków wycieczkowych. Źródło zakażenia wskaże specjalistyczna firma.
- Nie szukamy kozła ofiarnego. Zdajemy sobie po prostu sprawę, że społeczeństwo oczekuje odpowiedzi na pytanie skąd zanieczyszczenie się wzięło. Specjalistyczna firma zlokalizuje źródło wycieku - mówi Henryk Nogala, sekretarz miasta.
- Szukamy w miejscach, z których wyciek mógł najprawdopodobniej mieć miejsce. Być może uda się nam badania zakończyć jeszcze przed weekendem. W przeciwnym razie będziemy je kontynuować także w następnym tygodniu - zapowiada Roman Szulc, geolog i przedstawiciel firmy Geotrade.
Przypomnijmy, że na części plaży w Międzyzdrojach (na odcinku od mola do bazy rybackiej) nie można się kąpać. W wodzie wykryto pałeczki salmonelli i wprowadzono tam zakaz kąpieli. Będzie on obowiązywał co najmniej do 14 sierpnia. Zakaz zostanie zniesiony, gdy kolejne badania wykażą, że skażenia już nie ma. Cały czas można się kąpać na odcinku od mola w kierunku zachodnim.
- Niewykluczone, że pałeczki salmonelli wykryte w Międzyzdrojach pochodzą z odpadów gastronomicznych - twierdzi pan Andrzej, właściciel zakładu zajmującego się zagospodarowaniem odpadów pochodzenia zwierzęcego. – Właśnie odpady gastronomiczne mogą być często przyczyną chorób epizodycznych m.in. zatrucie salmonellą. Rozporządzenie unijne narzuca gastronomikom sposoby zagospodarowania odpadów. Jest to utylizacja, biokompostownia lub biogazownia. Możliwe jest także karmienie nimi pewnej grupy zwierząt, ale pod nadzorem weterynaryjnym. Tymczasem odpady gastronomiczne trafiają na wysypiska komunalne lub do ścieków komunalnych. To sanepid jest odpowiedzialny za egzekwowanie przez gastronomików odpowiedniego zagospodarowywania odpadów komunalnych. Oni jednak inaczej interpretują przepisy i tym samym bronią interesów gastronomików. To nie tylko problem Międzyzdrojów, ale naszego województwa i kraju w ogóle.
Bartosz TURLEJSKI