Do wypowiedzenia Oskar Podkaura dołączył pismo skierowane do dyrektor Barbary Adamczewskiej, w którym szczegółowo umotywował przyczyny rozwiązania umowy o pracę. Opisał sposób komunikowania się (?) dyrektorki z podwładnymi („zejdź mi z oczu”, „spieprzaj”, „nie obchodzi mnie twoje zdanie”), a także duszną atmosferę pracy, spowodowaną nastawianiem jednych pracowników przeciwko drugim, nieobiektywnym przyznawaniem premii, rozsiewaniem plotek, rzucaniem różnego rodzaju oskarżeń (na przykład o kradzież przedłużaczy), a przede wszystkim trudnym do zniesienia temperamentem pani dyrektor, która „nie panuje nad własnymi emocjami, co skutkuje podejmowaniem i dyktowaniem decyzji, uwarunkowanych aktualnym nastrojem”. Trudno się zatem dziwić, że w małym świnoujskim muzeum jest tak duża rotacja (5 osób w ciągu ostatnich 4 lat).
Według Oskara Podkaury, dyrektor Barbara Adamczewska nie ma pojęcia nie tylko o efektywnym, ale o jakimkolwiek w ogóle zarządzaniu zespołem ludzkim. Nie umie zorganizować pracy ani sobie, ani swoim podwładnym, nie potrafi wykorzystać ich zdolności i predyspozycji. Ma też trudności z podejmowaniem decyzji. Jako przykład autor pisma podaje przygotowywanie wystaw i sprawę zakupu komputera. Tempo prac przy wystawach spowalniały „ciągłe zmiany koncepcji” dyrektorki i napięta atmosfera, którą przy tym wytwarzała. Jeśli zaś chodzi o komputer, to nie został on kupiony przez rok. „Sytuacja ta spowodowała, że pracownik o najwyższym doświadczeniu w pracy z komputerem, czyli ja, nie posiadał w swojej pracowni tego urządzenia, co też o połowę wydłużyło czas wykonywania pewnych elementów do wystaw, w tym napisów” – pisze Oskar Podkaura. Komputery posiadały natomiast dyrektorka i sekretarka, które użyczały swój sprzęt Oskarowi Podkaurze, ale nie od razu, tylko po skończeniu „partyjki pasjansa lub konwersacji na gadu-gadu” co „trwało nieraz nawet dwie godziny”. W komputerach obu pań, „panuje od lat ogromny bałagan w rejestrze, ogromny bałagan na dyskach i w ogólnej ich strukturze, w czym Pani Dyrektor zdaje się nie dostrzegać niebezpieczeństwa utraty danych”. Oprócz zabaw z wykorzystaniem komputera, praca dyrektorki Muzeum Rybołówstwa Morskiego w Świnoujściu sprowadza się do regularnego, trwającego po kilka godzin dziennie „picia kawy i komentowania artykułów z prasy w towarzystwie sekretarki”. Zdaniem Oskara Podkaury, „relaks taki niekiedy zajmował 80 procent dziennego czasu „pracy”. Sekretarka uchodzi za nieformalną wice dyrektorkę. „Ingeruje we wszystko, co się dzieje w Muzeum, (...), we wszystkim ma ostatnie i często ważące zdanie” i do głowy jej nawet nie przyjdzie, że jako emerytka mogłaby „ustąpić wreszcie miejsca młodym ludziom, szczerym i życzliwym dla innych”. (W tym akurat nie jest odosobniona. Świnoujście słynie z różnego rodzaju synekur finansowanych z budżetu miasta, a przyznawanych różnym emerytowanym „krewnym i znajomym królika”). Osobną kwestią jest także, według Oskara Podkaury, sposób przyznawania premii pracownikom muzeum, mający niewiele (albo nic) wspólnego z jakością czy ilością wykonanej pracy.
Oskar Podkaura przeszedł w Muzeum Rybołówstwa Morskiego twardą szkołę życia. Mimo że dyrektorka znęcała się nad nim psychicznie i poniżała go, nigdy nie odmawiał dyżurów, przyjmował nadgodziny, pomagał innym pracownikom przy myciu okien, dźwiganiu różnych przedmiotów i sprzętów. Odśnieżał obejście i czyścił akwaria, znajdując radość w tym, że może się na coś przydać. Jako młody i niedoświadczony życiowo człowiek, początkowo łudził się nawet, że „wszystkie reprymendy i pouczenia” są dla jego dobra. Znosił je pokornie niemal przez rok. „To była moja pierwsza praca, związana z kierunkiem moich studiów” – tłumaczy.
W czerwcu jednak już nie wytrzymał. Złożył wypowiedzenie i pismo o powodach swojego odejścia z pracy. Kopię pisma skierował do prezydenta Janusza Żmurkiewicza. Miał nadzieję, że zwierzchnicy dyrektor Adamczewskiej podejmą odpowiednie działania i ulżą (nie)doli pracowników muzeum. „(...) wierzę w resztki sprawiedliwości, jaka na tym świecie funkcjonuje” – pisał w liście. Żmurkiewicz nie ustosunkował się do pisma. Przekazał je Leonowi Kowalskiemu. Ten zaś pouczył autora, że jak mu się nie podoba, niech się uda do sądu....
/HIM/
Odcinając się od rozważań o Możejce, bo akurat tutaj mam mocno lewicowe poglądy, o których ograniczony Żmurkiewicz nawet nie śnił- pan Oskar ma całkowitą rację. Na jego miejscu wyemigrowałabym z tego zadupia, skoro skończył studia. Po skończeniu liceum jestem bardzo rzadkim gościem na tej wysepce. Będąc pracownikiem naukowym znalazłam pracę w bardzo szanowanej placówce krajowej i ani mi się śni wracać do świńskiego ujścia. Drobnomieszczaństwo i filisterstwo-świnoujscy politycy i dyrektorka owego muzeum, które ma baaardzo biedne ekspozycje, nie mówiąc o babie która kilka lat temu sprzedawała bilety w kasie (hehe, pewno jeszcze tam siedzi). Tyle refleksji, jak dobrze, że mnie tam nie ma! Znowu promy, pustki uliczne poza sezonem, no i tego typu zarazy! Wszystkim młodym świnoujścianom życzę niepowrotu do tego miejsca, na złość żmurkiewiczowskim słowom, który kiedyś rozdawał najlepszym absolwentom stypendia:" wracajcie!". Już wtedy pomyślałam" nigdy".
Możejko nikogo nie szkaluje to raz. Mój znajomy poszedł do niego zgłosić co Adamczewska wyrabia, jak go traktuje, jak traktuje innych którzy akurat boją się mówić. I powiedział to po prostu jak jest. Natomiast żmurkiewicz pięknie się pokazał i ten dopiero oszkalował młodego chłopaka... nic nie zrobił, skierował do leona sprawe - do bezprzykładnego zdrajcy młodych ludzi - który olał chłopaka, wycierając sobie gębę tym jakoby to sprawa Adamczewskiej nie leżała w gestii prezia. A niby kogo jak nie jego!!?? Olał, prawdziwa twarz lewicy, kariera, własna rodzinka, własne układziki...inni się nie liczą. A ta Adamczewska, skąd ona jest w ogóle, przyjechała z jakiegoś Sierpca, ze Świnoujścia robi dziure na każdym kroku, wywyższa Sierpc, znajomych pracowników z Sierpca wywyższa, pracowników w Świnoujściu poniża, nie wszystkich bo wazeliniarzy bardzo sobie ceni. Kim ona jest, jaką klase pokazała, co młody chłopak jej mógł zrobić, że tak go traktowała i nie tylko go, by nie zrobić z niego jedynej ofiary, bo jedyną ofiarą się on nie czuje. Prawda jest taka, że Adamczewska olewa tą całą sprawę, śmieje się w oczy ludziom, bo wie, że jest protegowaną Leona i Żmurkiewicza. Śmieje się wszystkim młodym w twarz! KAŻDY MŁODY CZŁOWIEK, JEŻELI ZALEŻY W PRZYSZŁOŚCI NA GODNYM ŻYCIU, UCZCIWYM ŻYCIU, POWINIEN POPRZEĆ SPRAWE TEGO MŁODEGO CZŁOWIEKA, KTÓRY MIAŁ ODWAGE POWIEDZIEĆ CO SIĘ DZIEJE, JAK SIĘ LUDZI TRAKTUJE! Bo wiem, że nie zrobił tego z własnego egoizmu a dla ratowania innych współpracowników również!
jak mozna dawac mozejce mozliwosc szkalowania ludzi...
oczywiście, że za Pana Plucińskiego tak nie było, szanowało sie wtedy ludzi i ch zdanie, liczono sie z pracownikiem... szkoda ze to juz przesłość.
"Pani Adamczewska jest osobą wykształconą należycie" toż to żart ta pani kolorów nie potrafi rozróżnić, Gustawa Adolfa nazywa Adolfem Gustawem... ludzie gdzie wy macie oczy:) A spieprzaj do pracowników to fakt:) a obgadywanie pracowników przed innymi ludźmi, że są mierni, że są tandetni... wszystkich nie tylko tego gościa co tu napisał, znam to bo pracowałam w muzeum!
Do gen: ten cep mazowiecki to nie próba ośmieszania, czy wytykanie braku wykształcenia. Pani Adamczewska jest osobą wykształconą należycie, ale o problemach morskich czy o Świnoujściu ma naprawdę mętne pojęcie. Swoją niewiedzę nadrabia arogancją w stosunku do podległego personelu. I tu jest pies pogrzebany. A wypowiedzieć się można na internecie. Ów młody człowiek nie podskakiwał, chciał być traktowany jak pracownik a nie jak popychadło pani dyrektor. Jest to chyba jasne gdy dotyczy nas.
za Pana Plucińskiego tak nie było...
Nie śmiej się z czyjegoś wykształcenia, bo świadczy to o twoim poziomie kultury (twoją metodą można wyśmiać wszystkie zawody: lekarz to specjalista od lewatywy, wuefista od przysiadów, górnik to brudas, itd.). Oczywiście, że dyrektorka może sie bronić, ale na łamach możejkowego pisemka raczej nie ma to sensu, on i tak opatrzy to tendencyjnym komentarzem. Tak nieobiektywne przedstawienie sprawy sugeruje raczej, że młodzieniec do pracy się nie nadawał, podskakiwał, a jak wyleciał, to postanowił się zemścić. A Rudy tylko rączki zaciera, bo ma okazję żeby" władzy" przywalić. Żałosne.
Nikt nie broni rzekomo szkalowanej pani Adamczewskiej wypowiedzieć się w tej sprawie, o ile tego już o 16:19 nie zrobiła. Ten młody człowiek nie pisał jeszcze o innych sprawach, które owej damie chwały by nie przyniosły. Czy w tej sprawie ma się wypowiadać sprzątaczka, będąca nadworną fryzjerką dyrektorki, czy może faworyzowana sekretarka ? Inne zatrudnione są już dokładnie sterroryzowane przez tę specjalistkę od cepa mazowieckiego.
Przecież to nie pierwsza informacja tego typu...odnośnie mobbingu to już od jakiegoś czasu to właśnie miejsce jest pokazywane" palcami".Więc prawda, leży pewnie, gdzieś po środku...
Typowy magiel to zrobił jak zwykle Możejko: podpuścił młodego i wysmażył jednostronną relację. Gdzie w tej" rzetelnej" dziennikarskiej relacji jest stanowisko pani dyrektor? Gdzie opinia innych pracowników? Nie znam sytuacji, ale już po tym tekście widać, że ktoś tu chyba przyszedł do" pierwszej pracy" z ambicjami zrobienia szybkiej kariery i od razu zaczął ustawiać cały personel, z dyrektorką włącznie. A jak mu jeszcze zaczął podpowiadać Stachu od Taczki, to szajba kompletna.
"Magiel" powinien być napiętnowany obojętnie gdzie występuje.
Tak to jest, jak ważne stanowiska obstawia sie z klucza partyjnego.
Takie numery to mogą być chyba tylko w tym mieście, dlatego nie śpieszy się jaśnie rządzącym do stałej przeprawy, mają tu swoisty super folwark na, którym strzyżą kogo tylko się da, komuna trzyma się tu mocno, układy, układziki i krewni i znajomi królika trzymam kciuki za pana Oskara życzę wytrwałości a wszystkim innym w końcu odwagi może wtedy w tym skostaniałym miasteczku coś się ruszy i każdy w końcu zacznie spokojnie oddychać
Podpisuje sie obiema rekoma pod tym co napisal o Leonie gosc z godz. 10.52. To samo dzieje sie we wszystkich wydzialach Urzedu Miasta Swinoujscia tylko jasnie panujacy nie zwraca na to uwagi a tak w ogole to On nawet nie zna swoich pracownikow. Mam nadzieje, ze ktos ich z tego rozliczy.
Zaraza objęła nie tylko Muzeum czy MOPR, ale wszystkie instytucje podległe ociężałemu umysłowo, a pazernemu Leonowi. Problemy w kulturze, służbie zdrowia a wkrótce też w szkolnictwie to poletka niszczycielskiej działalności politruka - zupaka. Informacje o Muzeum nie są aktualne; zwolniła się jeszcze księgowa.
jesli to faktycznie mialo miejsce - to jest to karygodne!
no i super Mozejko moze pisac i tu i tam, co zapomniales zze wolnosc slowa mamy od dawna?a kogo ty jestes kroliczek??" "lapa lape myje i koneksje nie mozna w tym naszym miescie wyplenic!!
... I na ten portal przywędrowały macki możejkowej gadzinówki!? No to już jest koniec świata!!