P. P. D i U. R. „Odra" to największe przedsiębiorstwo na zachodnim wybrzeżu Bałtyku funkcjonujące w ubiegłym wieku. Dzisiaj już nie ma „Odry" to i tamtej stoczni, ale są wspomnienia.
fot. Andrzej Ryfczyński / archiwum
"Tak kiedyś było" to cykliczny temat zdjęć ze zbiorów Andrzeja Ryfczyńskiego. Będziemy publikować fotki z takich miejsc i zdarzeń, które dzisiaj trudno odnaleźć. Rolą naszych Czytelników będzie wskazać w komentarzach to miejsce i opisać jak to było, jak się zmieniło. Dzisiaj o Stoczni Remontowej.
P. P. D i U. R. „Odra" to największe przedsiębiorstwo na zachodnim wybrzeżu Bałtyku funkcjonujące w ubiegłym wieku. Dzisiaj już nie ma „Odry" to i tamtej stoczni, ale są wspomnienia.
fot. Andrzej Ryfczyński / archiwum
Przedsiębiorstwo składało się z wielu odrębnych zakładów. Poza flotą musiała być sieciarnia, chłodnictwo i przetwórnia, ale też trzeba było te statki remontować. Każdy zakład w „Odrze" był ważnym ogniwem funkcjonowania tego przedsiębiorstwa.
fot. Andrzej Ryfczyński / archiwum
Stocznia nie tylko naprawiała swoje trawlery, ale usługi świadczyła dla wszystkich w okolicy, a nawet niektórym pływającym jednostkom Bałtyckiej Floty Radzieckiej.
fot. Andrzej Ryfczyński / archiwum
...Był właśnie jeden z czarnych dni stoczni. Na zanurzony dok wpłynął radziecki holownik, lodołamacz. Stary dok składał się z dwóch elementów pływających, jeden był większy, drugi mniejszy. Były połączone dużymi kutymi stalowymi zawiasami. W każdym pływającym elemencie była maszynownia z pompami, by wypompowywać wodę podczas dokowania statku. Kiedy ten holownik wpłynął, rozpoczęto wypompowywanie. Byłem w tym czasie na pomoście. Holownik wraz z dokiem wynurzał się z wody. Było wyraźne widać podcięcie kadłuba pod kątem około 45 stopni, tak jak to jest w lodołamaczach. Woda była mętna i nie było widać stępki, holownik powinien stanąć na dwóch elementach doku. Tak się nie stało. Nikt nie znał konstrukcji tego lodołamacza. W pewnym momencie rozległ się huk. Zawiasy się wyrwały wraz z dużymi fragmentami kadłuba doku. Dok zaczął gwałtownie tonąć. Ten holownik, lodołamacz stał na jednej części doku, więc ta mniejsza część była nieobciążona i siła wyporu była taka duża, że doprowadziła do wyrwania fragmentów konstrukcji/
fot. Andrzej Ryfczyński / archiwum
Stocznia bez doku, to jak żołnierz bez karabinu. Szybko zamówiono chyba w Gdańsku nowy dok. Kilka lat byliśmy bez doku. Stocznia przy „Odrze" miała dobrą opinię. Zatrudniała ciągle szkolących się fachowców. Uczyła różnych zawodów. Sam tam uczyłem się, pracowałem i nawet w Szczecinie zdałem pierwszy egzamin mistrza silników okrętowych. Przedsiębiorstwo inwestowało. Powstała konserwiarnia. Co miesiąc uroczyście przypływał nowy trawler. Potrzebni byli wszędzie fachowcy. Do stoczni zaczęto przyjmować pracowników, niekoniecznie fachowców z odpowiedniej branży. Na wydziale silnikowym pojawili się pracownicy z PGR-ów, którzy naprawiali maszyny rolnicze. Otrzymywali wyższą grupę zaszeregowania i większe wynagrodzenie. Podczas pracy na statku nie radzili sobie. Trzeba było za nich robić lub poprawiać. Zaczęliśmy się buntować. Poszedłem do Dyrektora Stoczni Kazimierza Szczoczarza i zapytałem się dlaczego nowo przyjęci pracownicy zarabiają więcej i nie mają kwalifikacji. Dyrektor odpowiedział: " Andrzej (na początku krótko pracowałem jako goniec dyrektora i nosiłem dokumenty do innych wydziałów i dyrektora Hebla. Nie było internetu, komórek, był goniec) dostaniesz podwyżkę za pół roku. Mam mało pracowników i muszę ściągać każdego i płacić więcej od ich wynagrodzeń tam gdzie pracują." Nie zastanawiałem się. Z kieszeni wyjąłem wcześnie przygotowane podanie o zwolnienie z pracy. Dyrektor Szczoczarz był zaskoczony. Chcesz, to ci podpiszę. Tak rozstałem się z „Matką Odrą". Zawsze pozostał wzajemny szacunek i zawsze byłem zapraszany później do „Odry". Z naszej 11 osobowej brygady w ciągu 9 miesięcy zwolniło się 8 osób. Trawlery często miały awarie i po 1 dniu rejsu powracały do poprawki, a na Morzu Północnym za cenne dewizy dokonywano remontów w Wielkiej Brytanii. To był podobny mechanizm jak z telefonami komórkowymi. Nowy klient miał tańszą taryfę, od tego, co od lat miał umowę.
fot. Andrzej Ryfczyński / archiwum
Ponieważ temat "Odry" jest nieskończenie obszerny, to na tym zakończę. Zapraszam do podzielenia się wspomnieniami z tamtych lat. Ciąg dalszy nastąpi.
Andrzej Ryfczyński
źródło: www.iswinoujscie.pl
świetny cykl
a gdzie lysy z magazynu co przez tyle lat okradal magazyn i niczym sie nie zajmowal jak tylko hodowla golebi tak zbyszek o wilku mowa pajacu jedena teraz z miotla klatki sprzatasz
ale nic sie nie zmienilo. .transparent, , mlodziezy ucz sie dalej jes aktualny
IP 238 coś tam słyszałeś i fantazjujesz. Jesteś młodym człowiekiem i znasz opowieści. Statki Odry do MSR szły tylko na dok bo pozostałe prace wykonywali stoczniowcy Odry. Następnie stoczniowcy Odry wyjeżdżali do Kanady, Urugwaju, RPA, Chin, Korei, Chile i tam dokonywali remontów - klasę czteroletnią.
Piękne archiwum. Dzięki za udostępnienie... i czekamy na więcej.
Wiciu ale Ty Młodzieniec, od razu Cie poznałem
A najlepsze było wtedy gdy pracowała fabryka mączki rybnej na ognicy przy sieciarni, zapach był najwyższej jakości. Połowa pracowników stoczni odeszła do tworzącej się Msr s druga połowa przyjechała ze Szczecina z gryfii s dopiero jak wykształciły się kadry miejscowe to msr ruszyła pełną parą remontując cała odrę bo dok będący własnością Odry przeszedł w zasoby msr łącznie z nabrzeżem nr1 i drewnianym pirsem
Kiedyś było chmurno, durno ale wesoło. Teraz tylko szmal się liczy.
Moja brygada. Pracowałem na wydz. elektrycznym w latach 69-73 Kierownikiem wydz. był bodajże inż. Duszyski a zastępcą Kabat. Na 3 fotce rozpoznaję brygadzistę Szczepana późniejszego posła na Sejm PZPR, starego kawalerka (ten w okularach) Andrzejka dobrego fachowca, który do pracy przychodził ze swoim pieskiem. Pamiętam też Heńka i Cześka. Pozostałe twarze znajome lecz imiona uleciały z pamięci. Cztery lata pracy na wydz. elektrycznym ugruntowały moją wiedzę teoretyczną, którą nabyłem w przyzakładowej szkole. Wiedza ta przydała się w moim dalszym życiu choć po latach zmieniłem zawód kształcąc się w zupełnie innym kierunku.
Pamiętam jak pogłębiali basen między halą D-2 a mag.trymerskim, byłam wtedy dzieckiem i biegaliśmy tam zobaczyć jak wylewała się z rur o dużej średnicy woda z piachem na tereny gdzie teraz jest szkoła morska. To były czasy, dzieciaki bawiły się w tamtej okolicy, albo na terenach gdzie były suszone sieci rybackie. Może ktoś pamięta.
23:14:46 - To nie było nieudacznictwo, tylko celowe działanie.
W kwestii zatrudnienia niewiele się zmieniło. Zatrudnia się dalej ludzi z okolicznych PGR-ów, którzy sobie nie radzą zbyt dobrze. Pracować porządnie nie chcą, ale wymagania mają. Prawdziwych stoczniowców jak na lekarstwo.
Piękne czasy, było biednie ale ludzie byli inni, bardziej serdeczni.Homar mój tata był przy budowie tego statku w Gdyni a póżmiej na nim pływał, też pracowałam w Odrze i zawsze miło wspominam LUDZI tam pracujących.
przepiękny artykuł! Panie Andrzeju, prosimy o więcej zdjęć :)
No widze że koleś ma odpowiednie obuwie co do jego pracy 🤣🤣.
Do IP 94 254 232. Jesteś kolejnym który szuka dziury w całym i sam nie wiesz czego chcesz, aby tylko zamieszać. Pracowałem w Stoczni Odry na doku też a Morskiej Stoczni jeszcze nie było. Dok pływający o którym pisze pan redaktor był starym dokiem powojennym. Dok Mistrzem był pan Paul imienia nie pamiętam. Po przełamaniu doku pojawił się drugi jest napisane czyj jest. 232 możesz sobie kpić pan w sandałkach to Kierownik Oddziału Elektrycznego Śp. Marian Kabat a przez stojan silnika elektrycznego spogląda Śp. Szczepan Kocik w tym czasie brygadzista elektryków. MSR swoją działalność rozpoczęła w styczniu 1971 roku.
Przecież fachowiec w kasku i sandałach to jak najbardziej odrowiec-Marian K.Póżniej był kierownikiem wydz. elektrycznego-dobry fachman.
Jacy byliśmy młodzi. To były czasy. Na zdjęciach znane osoby. Zdjęcie warsztatów to hala B - 105, obecnie MSR. Przy wejściu za wysoką siatką oddział Elektryczny a bliżej oddział Silnikowy. Pierwsze trzy zdjęcia to elektrycy a czwarte to silnikowcy. Nie wszyscy są wśród nas a Ci co są to już na emeryturach. Pozdrawiam starych stoczniowców z Odry. Pozdrowienia Zdzichu, Stasiu, Heniu, Andrzej Czesiek, wspaniała pamiątka.
Chyba jesteś nie w temacie Odra nigdy nie miała doku pływajacego :) Masz zdjecia ze stoczni z za płotu Odry czy Szczecińskiej a to była inna bajka i tam pracowali mechanicy z PGRó Sory ale taka była komunistyczna prawda. w Odrze nigdy nie było fachowca w kasu i sandałach tak jak na zdjęciu. Pozdrawiam
Nieudacznictwo sprzeniewierzyło budowany 50 lat zakład, który otrzymali za psi grosz obcokrajowcy.
Stocznia w ODRZE -czyli Armatorski Ośrodek Remontowy to była szkoła życia, nie dla płaczków ani cwaniaków z kółkiem w nosie.czy uchu.
Dzięki za wspomnienia.