iswinoujscie.pl • Sobota [08.04.2017, 18:05:18] • Świnoujście
Mówiło się wtedy „idę do Romana”. Historia kościoła w obiektywie Andrzeja Ryfczyńskiego. Zobacz fotogalerię!

fot. Andrzej Ryfczyński
Pierwszą budowlą była plebania przy ulicy Gdańskiej, która była wszystkim: biurem budowy, sypialnią, jadalnią i miejscem wszelkich spotkań patriotycznych i narad - wspomina początki kościoła p. w. męczennika bp Michała Kozala świnoujski fotograf Andrzej Ryfczyński. - Równolegle do budowy kościoła zbudowano ołtarz polowy, gdzie wierni z okolicy przychodzili na mszę. Po tym początku okazało się, że życie nowej parafii jeszcze nie wybudowanego kościoła szybko się rozwija. Były pierwsze chrzty i pierwsze śluby.
Od dziecka pamiętam że były dwa kościoły w Świnoujściu - duży i mały. Duży kościół pw. Chrystusa Króla to parafia, która obejmowała większość Świnoujścia. Po zburzeniu kościoła na Warszowie to właśnie ten kościół służył dla 80 procent mieszkańców. Właśnie tutaj odbywały się wszystkie najważniejsze ceremonie.

fot. Andrzej Ryfczyński
W tym czasie miasto się rozbudowywało i z kilku tysięcy wiernych zrobiło się około 40 tysięcy mieszkańców Świnoujścia. Kościół Chrystusa Króla był więc zawsze przepełniony i, pomimo ateistycznego państwa, wiernych przybywało.

fot. Andrzej Ryfczyński
Problem był natury prostej, trudno było otrzymać pozwolenie na budowę nowego kościoła. W drugiej połowie lat 70-tych ubiegłego wieku udało się jednak tego dokonać. Uzyskano pozwolenie na postawienie kościoła pw. Świętego Wojciecha na Warszowie. Zapewne jednym z argumentów, by go wybudować, było to, że ta dzielnica była za rzeką Świną, a komuniści w latach 50-tych zburzyli tam kościół.

fot. Andrzej Ryfczyński
W kościele Chrystusa Króla chrzty, śluby, komunie, wszelkie ceremonie wyglądały jak produkcja samochodów Ford w Ameryce. Cała obsada księży pracowała niemal bez wytchnienia. Posługa duszpasterska była już na granicy prawidłowego funkcjonowania. Wierni i księża poczuli więc ulgę, gdy wybudowano kościoła Świętego Wojciecha na Warszowie.

fot. Andrzej Ryfczyński
Jednak miasto dalej się rozbudowywało i wiernych przybywało. Pomijając wszystkie zawiłe sprawy tamtego okresu, których dokładnie nie znam, pod koniec stanu wojennego, z początkiem nowej III RP, przy ulicy Toruńskiej, Gdańskiej i Śląskiej można było budować nowy kościół p.w. męczennika bp Michała Kozala. Wybaczcie, że nie będę podawał nazwisk, bo nie wszystko wiem i mogę wielu pominąć, ale lista osób, którzy przyczynili się do budowy kościoła, jest naprawdę długa.

fot. Andrzej Ryfczyński
Dziś chciałbym Wam pokazać po raz pierwszy dość dużą liczbę zdjęć z początków budowy kościoła, którego potocznie nazywaliśmy „kościołem na Toruńskiej”. Pierwszą budowlą była plebania przy ulicy Gdańskiej, która była wszystkim: biurem budowy, sypialnią, jadalnią i miejscem wszelkich spotkań patriotycznych i narad. Równolegle do budowy kościoła zbudowano ołtarz polowy, gdzie wierni z okolicy przychodzili na mszę. Po tym początku okazało się, że życie nowej parafii jeszcze niewybudowanego kościoła szybko się rozwija. Były pierwsze chrzty i pierwsze śluby. No cóż, można teraz pisać i pisać bez końca. To właśnie tutaj wiele uroczystości patriotycznych, takich jak rocznice zsyłki na Sybir, 3 maja, 11 listopada czy górników święto Barbórki odbywało się w tym jeszcze nie całkowicie wybudowanym kościele.
Przy budowie widać było też dużo starszych rzemieślników. Kto tylko mógł, to pomagał. Komitet budowy kościoła miał otwartą listę i każdy mógł uczestniczyć. Pamiętam, że w moim zakładzie fotograficznym były produkowane symboliczne cegiełki na budowę świątyni. A Rosjanie, jeszcze przed opuszczeniem Polski i Świnoujścia, dali sprzęt na budowę… chyba dźwig.
Obiecałem nie wymieniać nazwisk, ale opowiem pewną historię krzyża misyjnego, który stał przed wejściem do kościoła. Na jednym ze spotkań roboczych na plebanii ksiądz proboszcz Roman oznajmił, że w krótkim terminie odbędzie się uroczystość w obecności biskupa i chciałby ten moment upamiętnić dużym krzyżem dębowym, zgodnie z projektem. Do tego zgłosiłem się ja, leśniczy z Wydrzan i właściciel stolarni, rzemieślnik, kolega Bogdziewicz. Wyruszyłem do leśniczówki do naszego leśniczego i po dobrej cenie zakupiłem dwie bele z dębu. Większy i mniejszy do zbudowania krzyża. W stolarni podczas obróbki, okazało się, że ten najdłuższy pień centralnie ma w sobie pocisk. Skąd? Niemal pół wieku wcześniej, podczas działań wojennych, pocisk przeciwlotniczy przeleciał całe Świnoujście i opadając wbił się centralnie w młody dąb. Tam pozostał. Tak okaleczone drzewo zabliźniło ranę i po pół wieku nie było tego widać.
Ktoś by mógł pomyśleć, że pocisk w drewnie to żaden problem. Nic bardziej mylnego. Pocisk mógł eksplodować w momencie zetknięcia się z piłą. Szczęście, że tak się nie stało... Było to chyba dwa dni przed uroczystościami. Nie mieliśmy już czasu na załatwianie nowego kawałka drewna. Więc z tego materiału, który pozostał w stolarni, wykonano mniejszy krzyż. Uroczystości się odbyły i w zasadzie prawie nikt o tym nie wiedział i nikt nie zwrócił uwagi, że krzyż jest mniejszy niż projektowano.
Przy okazji publikacji moich zdjęć chcę dodać, że w początkach lat 50-tych, jeszcze jako dzieciak, na tym wolnym placu, gdzie teraz stoi kościół, bawiłem się z chłopakami przeważnie w wojny. Mieszkałem przy ulicy Chełmskiej. Niemal każdego dnia mama wysyłała mnie z kanką na ulicę Śląską (chyba był to drugi budynek) po mleko od krasuli. Po 40 latach, tak jak wielu innych mieszkańców, brałem czynny udział w budowie kościoła, pomimo że już to nie była moja parafia. Moim zadaniem było też robienie zdjęć z różnych wydarzeń czy uroczystości i wywieszanie fotogalerii w kaplicy przedsionka przyszłego kościoła. Wtedy nie było internetu, telefonów komórkowych i nie każdy mógł mieć telefon stacjonarny. Lokalna prasa dopiero raczkowała. Na tablicach były więc relacje fotograficzne i różne informacje i komunikaty związane z budową. Widziałem, jak często mieszkańcy tam byli i z ciekawością oglądali takie relacje. Czy w tamtych czasach komuś przyszło do głowy, że te zdjęcia będziecie oglądać kiedyś w komputerach w swoich domach czy na komórce?
Parę słów o budowniczym księdzu Romanie. Wtedy wielu mówiło potocznie: „idę do Romana”. Duchowny Roman to była marka. Ksiądz Roman był do dyspozycji 24 godziny na dobę, a plebania stała otworem niemal dla wszystkich.
Pierwsze mury stawiane były z różnych materiałów, a najwięcej z cegły z odzysku po rozebranych starych budynkach. Brakowało wszystkiego. Byliśmy po stanie wojennym, kiedy to w pustych sklepach brakowało nawet octu. Budowa ruszyła, a na różnych uroczystościach na stołach zawsze coś skromnego było, ponieważ zawsze ktoś z rzemieślników czy wiernych coś przyniósł. Często - zamiast nieistniejącej telefonii komórkowej - do komunikacji używany był... rower. Wysłano więc posłańca rowerem z wiadomością.
Pomimo wielu trudności tamtego okresu, nie pamiętam, by ktoś narzekał i był niezadowolony. Dzisiaj mamy piękną świątynię i naszego księdza proboszcza Romana, któremu przybyło grubo ponad ćwierć wieku. Dużo zdrówka życzę, księże Romanie.
Kliknij tu, aby zobaczyć fotogalrię
Andrzej Ryfczyński
źródło: www.iswinoujscie.pl
A teraz PiS promuje tadeusza rydzyka i co? wiernych UBYWA !!
Ani drzazga drzewa się nie uchowała wokół tego kościółka. Betonowa pustynia. Ale za to Stasiek Huszcza nadrabia...
Do Paździocha-> Poszukaj się na jednym ze zdjęć.Jesteś tam uwieczniony.
Bardzo duży wkład w budowe kościoła wnieśli marynarze z portu wojennego.
Hierarchowie Kościoła Katolickigo ukuli dogmat wg. którego na każde 10 tys.mieszkańców ma przypadać jeden kościół.Nasze miasto liczy 38 tys. ludków, więc świątyń powinno być cztery.A ile mamy ?Ostatnie kino czyli" Klubowe" zmieniono na siódmy kościół.Wracają ciemne i mroczne czasy sprzed 700 lat.Dokąd zmierzasz Polsko?
A ja, nie chwaląc się, ale mając z tego satysfakcję, czyściłam cegłę, która jest w tych murach. I mogę śmiało powiedzieć, że mam swoją cegiełkę w moim kościele.
Pamiętam te czasy, to było katolicy a nie fanatycy jak dziś