Jacek Jekiel, dyr. Opery na Zamku w Szczecinie:
Tematem naszego spotkania jest uwspółcześnianie klasyki na przykładzie naszego przedstawienia „Carmen”. Spróbujemy przyjrzeć się temu zjawisku na przełomie ostatnich kilkudziesięciu lat. Czy warto to robić? Czy to sztuka dla sztuki, zabawa twórców, którzy chcą być oryginalni? Peter Brook powiedział, że „uwspółcześnianie to wydobycie z libretta i muzyki uniwersalnego przekazu”. David Poutney: „Uwspółcześnianie nie może się odbywać tylko poprzez kostiumy, rekwizyty i scenografię. To musi się odbyć przede wszystkim na poziomie intelektu, czegoś, co można nazwać sercem opery”. Natalia Kozłowska, jedna ze wspanialszych reżyserek młodego pokolenia powiedziała: „Moje opery rozgrywają się ponad czasem, wszędzie i nigdzie, można powiedzieć – w wyobraźni”. Pytanie zasadnicze: czy warto uwspółcześniać operę, czy to zabieg konieczny czy to zabieg, który można nazwać artystyczną manipulacją?
Ewelina Pietrowiak, reżyser „Carmen”:
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Są tytuły, jeżeli reżyser wykona poważną pracę intelektualną, jeżeli dobrze porozumie się z choreografem, twórcą kostiumów, ze scenografem, śpiewakami, to uwspółcześnienie świetnie działa i przybliża świat opery do naszego świata. Ale są opery – i mówię to nie tylko jako reżyser, ale i jako widz – które absolutnie się do tego nie nadają, to uwspółcześnienie jest powierzchowne, jest na siłę, odbiera śpiewakom możliwość ekspresji. Często są to opery barokowe. Tu uwspółcześnienie kompletnie nie działa. Jest strona na facebooku, która nazywa się „Against modern opera production”, tam jest ok. 40 tys. fanów. Te stronę prowadzą miłośnicy oper prowadzonych bardzo klasycznie. Na tej stronie są przywoływane szkice wielkich scenografów do wielkich dzieł w kontraście do najbardziej drastycznych przypadków uwspółcześnienia. Niektóre mnie też odstręczają. Jedną z tych granic, których bym nie przekroczyła, to ośmieszenie utworu. Przebranie artysty za zapiekankę to właśnie ośmieszenie. Chyba chodzi tylko o to, by takie zdjęcia obiegły świat. Na pytanie, czy warto uwspółcześniać operę, odpowiadam, że w wielu przypadkach warto.
prof. Mirosława Kozłowska, kulturoznawca, US:
Powiem trochę przewrotnie. Opera się sama uwspółcześnia. Z chwilą, gdy zostaje wystawiona, tu i teraz, kiedy wykonują ją współcześni muzycy, śpiewają współcześni śpiewacy, na widowni jest współczesna publiczność, to siłą rzeczy opera musi zabrzmieć współcześnie. Oczywiście są opery, jak „Carmen”, „Tosca”, „Traviata”, gdzie wątek melodramatyczny, postacie, emocje, w których to uwspółcześnienie jest próbą zmierzenia się z tym wszystkim. Ale jest wiele oper, które trzeba zinterpretować. I jest pytanie, czy bez ostrej ingerencji, pewne sceny teraz zaistnieją. (…). My pewnych rzeczy z XVII, XIX wieku po prostu nie rozumiemy. A sprowadzenie opery tylko do wątku melodramatyczna, to byłaby dla niej krzywda. (…)
Jacek Jekiel, dyr. Opery na Zamku w Szczecinie:
(…) Spójrzmy na problem w trzech kontekstach. W każdym dramacie jest czas, jest miejsce i jest akcja. Spójrzmy na czas. (…) Czy mamy się cofać, mamy iść do przodu i w jakim sensie? Konteksty historyczne są inne i to, co teraz jakoś nazywamy, 100 czy 200 lat temu nazywano zupełnie inaczej.
Ewelina Pietrowiak, reżyser „Carmen”:
Podstawowy postulat obrońców wystawiania tradycji to historyczny kostium. Co to właściwie znaczy? Na przykład Szekspir. Napisał „Juliusza Cezara”. Czy wierność polega na tym, że śpiewacy są w strojach z czasów Szekspira, choć akcja dzieje się w starożytności? (…)
Jacek Jekiel, dyr. Opery na Zamku w Szczecinie:
(…) Kulminacyjny punkt: premiera naszej „Carmen”. (…) Zdradzę kulisy naszych rozmów z Eweliną, kiedy postanowiłem wystawić tę wielką operę, niezwykle uniwersalną i zastanawiałem się, czy do współczesnych ludzi przemówi robotnica pracująca w fabryce cygar? Dziś cygara robią maszyny. Corrida nie jest najlepiej widziana na świecie, jest oprotestywana. I z tych rozmów i moich wątpliwości zrodził się pomysł, by Carmen zrobił wytrawny reżyser, który raczej zajmuje się współczesnością. I z tej historii z II połowy XIX wieku, co Cię poruszyło, Ewelina, że postanowiłaś przenieść ją do współczesności?
Ewelina Pietrowiak, reżyser „Carmen”:
Od początku nie miałam co do tego wątpliwości. Nie wiedziałam, do jakiego stopnia nastąpi to przesunięcie i ilu bohaterów będzie dotyczyło. Reżyser musi reżyserować spektakl w zgodzie z sobą, który go podnieca, ciekawi, który jest dla niego tajemnicą. To nie tak, że podjęłam taką decyzję, zdaniem niektórych – radykalna, zdaniem innych całkiem w porządku, to nie znaczy, że neguję całkowicie pomysł wystawiania „Carmen” w kostiumach z epoki. Na taką „Carmen” też jest miejsce. Ale ona nie byłaby blisko mnie. Muszę czuć piętno teraźniejszości, puls świata. Nie umiem być, w spektaklach, które robię, być obojętna wobec teraźniejszego świata. Jest też we mnie potrzeba rozmowy z widzem. Niektórzy moje tropy odnajdują, niektórzy nie. Rozmawiałam po premierze z widzami i oburzonymi, i zachwyconymi. (…)
prof. Mirosława Kozłowska, kulturoznawca, US:
Na szczęście teatr i opera to takie miejsca, w których można zawsze zrobić coś nowego. I na tym polega magia i teatru i opery, choć wracają wciąż do tych samych tekstów i próbują je pokazać w innej perspektywie. Katastrofą byłaby realizacja wedle utartego schematu, kliszy. Wystarczy, że realizatorzy mają muzykę i tekst. I czas. To elementy, które muszą stymulować, ale i ograniczają.
Jacek Jekiel, dyr. Opery na Zamku w Szczecinie:
(…) Ten dylemat, czy iść za Micaelą czy za Carmen to odwieczny dylemat mężczyzn. (…) Czy dzisiaj we współczesnym świecie, pełnym płytkich relacji interpersonalnych, w którym jesteśmy dość wyobcowani, zatomizowani, jest możliwy taki związek jaki tworzy Escamillo, Don Jose i Carmen?
Ewelina Pietrowiak, reżyser „Carmen”:
Absolutnie jest możliwy. Dopóki będą zbrodnie z miłości, dopóty „Carmen” będzie aktualna. Wciąż czytamy o tym, że ktoś komuś … poderżnął gardło.
prof. Mirosława Kozłowska, kulturoznawca, US:
W ciągu ostatnich 6 latach naliczyłam 6 realizacji „Carmen” w Polsce i poza, które wchodzą w obszar współczesności, to znaczy, że można ją czytać współcześnie: niezależnie od tego, czy będzie ona umiejscowiona w teraźniejszości, czy przesunięta w czasie, czy z pełnym zachowaniem kolorytu lokalnego, całego tego klimatu hiszpańskiego, z paskudną corridą, paskudnym torreadorem, mordowaniem byków i fatalną Carmen. Bo skoro ocalała w ciągu już blisko 150 lat, to znaczy, że treści, które niesie, są aktualne. (…)
Magdalena Jagiełło-Kmieciak
rzecznik prasowy Opery na Zamku