Skóra odchodziła razem z odzieżą
Był kwiecień 2011 roku. Normalny dzień. Vanesska miała 1,5 roku. Pani Katarzyna szykowała jej kąpiel.
- Zagotowałam wodę i przelałam do wanienki – opowiada. – Była za gorąca na kąpiel. Był wieczór i córka, jak to dziecko, trochę już marudziła. Chciałam szybko ochłodzić wodę, żeby ją wykąpać, dać kolację i położyć do łóżeczka.
Nalała zimnej wody do normalnej wody i włożyła do niej wanienkę Vanesski. Odwróciła się w kierunki drzwi i w tym samym czasie usłyszała krzyk córki.
- Spojrzałam i zobaczyłam Vanesskę w tej gorącej wodzie – wspomina. – Do dziś nie wiem, jak to się stało. Gdybym mogła cofnąć czas… - mówi pani Katarzyna.
Błyskawicznie wyciągnęła córkę z wody. Zaczęła ściągać z niej ubranie. Razem z ubraniem odchodziła skóra.
- Jak potem mówili lekarze, gdyby do tej wody wpadł dorosły człowiek, to poparzenie nie byłoby aż takie – mówi pani Katarzyna. – Ale półtora roczne dziecko ma bardzo delikatną i cienką jeszcze skórę.
Vanesska doznała poparzenia 42 procent ciała. Najwięcej na plecach, lewej ręce i nodze. Najpierw trafiła do szpitala w Szczecinie. Tam przeszła dwie operacje. Wróciła do domu z podkurczoną ręką i potężnymi bliznami. Przez rok chodziła w specjalnym kombinezonie, w którego zakupie pomógł jej świnoujski oddział Stowarzyszenia na Rzecz Osób Niepełnosprawnych.
Blizny ściągały mięśnie
Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Dziewczynka rosła, ale razem z nią nie rosła poparzona skóra. Co gorsze blizny zaczęły ściągać mięśnie i zniekształciły poparzone miejsca. Najbardziej lewą dłoń.
- Nie wiedziałam co robić – opowiada pani Katarzyna. – Lekarz ze Szczecina zaproponował, że mogą założyć Vanessce stabilizator, który będzie rozciągał skórę. Pomyślałam, jak to możliwe, skoro ta skóra nie rośnie? Przecież będzie się rwała. W odpowiedzi usłyszałam od lekarza, że gwarancji nie daje i córce może grozić nawet amputacja ręki.
Rodzice dziewczynki byli przerażeni. Pani Katarzyna zaczęła szukać ratunku w Internecie.
Z Siemianowic do Krakowa
W pierwszym odruchu zaczęła szukać kontaktu do słynnej kliniki oparzeń w Siemianowicach Śląskich.
- Znalazłam numer telefonu do tego szpitala i po prostu zadzwoniłam – wspomina. – Po wysłuchaniu mnie, lekarz z którym rozmawiałam poradził, żeby zadzwonić do Krakowa do pani doktor Anny Chrapusty.
Pani Katarzyna skontaktowała się ze świnoujską pediatrą Anną Koper-Feliks. Lekarka zadzwoniła do Krakowa i umówiła Vanessę na pierwszą wizytę.
- W czerwcu 2013 roku po raz pierwszy pojechałyśmy z córką do doktor Anny Chrapusty – mówi pani Katarzyna. – A już na początku sierpnia Vanesska miała pierwszą operację lewej rączki. Potem jeszcze pięć kolejnych. W połowie listopada będzie następca.
Dała nadzieję
Gdy po raz pierwszy Vanesska trafiła Małopolskiego Centrum Oparzeniowo – Plastycznego miała 3,5 roku.
- Była najmłodszą pacjentką – mówi pani Katarzyna. – Dopiero później dowiedziałam się, że pani doktor musiała wystąpić do dyrektora placówki o zgodę na operację córki.
Po każdej operacji, co tydzień, mama z córką musiały przez miesiąc jeździć do Krakowa na zmianę opatrunków. Potem jeszcze do kontroli i tak w kółko.
- Ale po każdej operacji widać było poprawę – mówi pani Katarzyna.
Dziś Vanesska może wyprostować rękę, a dłonią coś przytrzymać. Ale przed nią jeszcze długa droga. Codzienna rehabilitacja, masaże i przeszczepy skóry sztucznej i własnej. A u progu dorosłości, gdy przestanie już rosnąć – plastyka zdeformowanej dłoni.
– Nigdy nie zapomnę słów pani doktor Chrapusty podczas pierwszej wizyty. Powiedziała, że jeśli jej zaufamy i nie poddamy się, to Vanesska będzie miała normalną rączkę – wspomina pani Katarzyna. – Wierzę jej. Zresztą, to co już zrobiła, to prawdziwy cud.
Na te kolejce cuda, potrzeba jednak pieniędzy. Rodzicom dziewczynki nigdy się nie przelewało, ale jakoś wiązali koniec z końcem. Od czasu wypadku córki jednak coraz trudniej.
- 750 złotych same maści, kolejne 300 na podstawowe opatrunki – wylicza Katarzyna Śledź, mama Vanesski. – Kolejne 400 na masaże. Na szczęście rehabilitant, pan Krystian, który musuje rękę, traktuje nas ulgowo. Ale są jeszcze wyjazdy do kliniki do Krakowa. No i normalne życie, jedzenie, ubranie.
Same bilety kosztują 300 złotych. Rodzice dziewczynki robią co mogą, podejmują się każdej pracy, ale i tak nie są w stanie pokryć wszystkich kosztów. Nie może podjąć stałej pracy, bo Vanessa wymaga stałej opieki. Nie jest w stanie sama wykonać wielu podstawowych czynności, choćby ubrania się.
- Rano zaprowadzam ją do zerówki, koło godziny 13.00 odbieram i idziemy do uzdrowiska na rehabilitację. Jeśli są pieniądze to jeszcze na masaż - mówi pani Katarzyna.
Poprzez Internet kobieta nawiązała kontakt z wrocławską Fundację Jagoda. Jej założycielką jest kobieta, która w wyniku poparzenia straciła córkę. Mama Vanesski wysłała wszystkie dokumenty, całą historię leczenia córki. Dziewczynka została zakwalifikowana do opieki przez Fundację.
- To fundacja to było pierwsze światełko w tunelu – dodaje pani Katarzyna. – Vanesska ma tam swoje konto, na które można wpłacać pieniądze na leczenie.
Każdy może pomóc
O historii Vanesski dowiedział się Prezydent Świnoujścia Janusz Żmurkiewicz. Rzecznikowi prezydenta o dziewczynce opowiedział dziennikarz tygodnika „Chwila dla Ciebie”. W sierpniu tego roku w jednej z krakowskich gazet ukazał się wywiad z doktor Anną Chrapustą, w którym opowiedziała o Vanessie ze Świnoujścia. Redakcja „Chwili dla Ciebie” postanowiła, że opisze historię dzielnej dziewczynki znad morza i w tym celu dziennikarz tygodnika skontaktował się z rzecznikiem prezydenta. Ten z kolei opowiedział o tej rozmowie prezydentowi. Kilka dni temu prezydent Janusz Żmurkiewicz spotkał się z dziewczynką i jej mamą tuż po kolejnych zabiegach w uzdrowisku.
- To jeszcze dziecko, a tyle już w życiu wycierpiała – mówił prezydent. – My mieszkańcy Świnoujścia sami zdrowia jej nie przywrócimy, ale przecież możemy pomóc w inny sposób. Robiliśmy to już wielokrotnie, gdy chodziło o pomoc potrzebującym świnoujścianom. Teraz naszego serca potrzebuje Vanessa.
- Chcemy zorganizować zbiórkę pieniędzy dla Vanessy. Rozważamy w tej chwili różne możliwości jej przeprowadzenia – dodaje zastępca prezydenta Paweł Sujka. – Mamy nadzieję, że w pomoc włączą się również świnoujskie firmy i instytucje.
Jest i taki pomysł
chętnie pomogę ale proszę o indywidualne konto rodziców dziewczynki
Dlatego antynatalizm.
Z wielką nieufnością obserwuję działalność rozmaitych stowarzyszeń i fundacji w kraju gdzie nieomal na każdym kroku spotykamy się z nieuczciwością, Dlatego myślę że pieczę nad zbiórką pieniędzy powinien objąć pan Prezydent Miasta lub podać indywidualne konto rodziców dziecka z chęcią pomógłbym w miarę swoich możliwości.
Wpis został usunięty ze względu na złamanie prawa lub regulaminu serwisu przez użytkownika/Admin
gdzie jest państwo tak łaskawe dla IMIGRANTÓW, czemu nie pomoże swojemu dziecku?? kasa na kolorowych jest tak, a Polak niech się męczy!! jak zawsze my sobie sami musimy radzić, kasa poszła, życzę zdrowia Vanesko !!
Wpis został usunięty ze względu na złamanie prawa lub regulaminu serwisu przez użytkownika/Admin