Producent mięsa - firma "Rol-Banc" w Świerznie - będzie domagał się 10 milionów złotych odszkodowania za straty poniesione w wyniku decyzji o zawieszeniu działalności zakładu. Podjął ją powiatowy lekarz weterynarii po zarażeniu włośnicą około 200 konsumentów. W tym tygodniu decyzję weterynarii uchylił Sąd Administracyjny w Szczecinie.
- Trzeba było wykonać dostatecznie dużo badań i udowodnić winę, a z tego co wiem tego nie zrobiono. Teraz Skarb Państwa będzie ponosił konsekwencje finansowe - powiedziała Masłowska w audycji "Kawiarenka Polityczna".
Poseł Platformy Obywatelskiej Arkadiusz Litwiński dodał, że jeśli Skarb Państwa będzie musiał zapłacić odszkodowanie firmie "Rol-Banc", "to dobrze by było, żeby pieniądze zostały przeznaczone na wznowienie produkcji".
- Jest to możliwe pomimo, że ludzie pamiętają skąd pochodziło zakażone mięso. Jeśli by tylko tak do tego podchodzić, to nikt nie chciałby leczyć się w szpitalach, w których przez jakąś niefrasobliwość doszło do zakażenia - uważa Litwiński.
Radny LiD Piotr Kęsik nie zgodził się z posłem Litwińskim. Jego zdaniem "Rol-Banc" ma małe szanse na wznowienie działalności po tak poważnym kryzysie.
- Jeżeli produkt raz wypadnie z rynku, to w jego miejsce wchodzi inny producent i jego odzyskanie jest trudne lub wręcz niemożliwe. Poszkodowane rodziny nawet nie mają kogo zaskarżyć o odszkodowanie - twierdzi Kęsik.
Po zamknięciu zakładu 100 pracowników straciło pracę.
Kilkanaście osób zostało kalekami, a winnych nie ma. Będą musieli zaskarżyć sklep, w którym kupili wędliny. Może to sklepowa wyprowadziła do obrotu trefną kiełbaskę zakupioną u jakiegoś chałupnika produkującego wędliny z padliny. Nie takie cuda dzieją się u producentów i na zapleczach sklepów mięsnych. I nie tylko mięsnych.
Czekam z niecierpliwością na wznowienie produkcji ROL-BANC-u. Komuś musiało bardzo zależeć na tym, aby ta firma wypadła z rynku. Wspaniałe wędliny, kiełbasa świeżnowska, nigdy nie spotkałam podobnej smakowo, smaczne mięso. Zrobiono wielką krzywdę tej firmie i nam klientom. Zaopatrywałam się u jednego ze sprzedawców w Świnoujściu już w latach dziewiećdziesiątych. Nigdy nie było żadnych zakażeń, wręcz przeciwnie, był to towar z tzw. wyższej półki!! Proponuję raczej służbom sanitarnym zająć się żywnością sprzedawaną przy promenadzie świnoujskiej. Tu najczęściej klienci się zatruwają i nikt nie zamyka punktów gastronomicznych, bo turnusy często się zmieniają.
Musimy założyć stowarzyszenie poszkodowanych przez Inspekcje Weterynaryjne