- Tyle łat jest w mieście, tak drogowcy dużo jeżdżą i naprawiają podziurawioną jezdnię. A tu im się nie chciało przyjechać. A może urzędnicy zapomnieli o tej części miasta? - zastanawia się mieszkaniec ulicy Roosevelta.
fot. Czytelnik
Zdarza się, że dziury w jezdni denerwują bardziej pieszych niż kierowców. I tak też jest w tym przypadku. Na ulicy Roosevelta jest spory ubytek w jezdni. Przy każdych opadach deszczu dziura wypełnia się wodą. A przejeżdżające samochody wjeżdżają w nią i ochlapują przechodniów.
- Tyle łat jest w mieście, tak drogowcy dużo jeżdżą i naprawiają podziurawioną jezdnię. A tu im się nie chciało przyjechać. A może urzędnicy zapomnieli o tej części miasta? - zastanawia się mieszkaniec ulicy Roosevelta.
źródło: www.iswinoujscie.pl
Jest taki zabawny przepis - gdyby ktoś chciał pod osłoną nocy na przykład uzupełnić ten ubytek na własną rękę, dopuszcza się wykroczenia, ale samo istnienie tej dziury i tolerowanie jej przez Urząd Miasta to...nie jest wykroczenie! Proponuję zapełnić dziury w mózgach niektórych urzędników. A oto inne ulice-potworki: Markiewicza, Sienkiewicza (odc.bliżej Moniuszki), Wyspiańskiego (odc.Matejki-Moniuszki), szosa Ognica-przeprawa karsiborska.
A co piesi maja do jezdni?
I co to kogo obchodzi? Zgłoście do odpowiednich służb i niech to załatwią. Może do stacji na Woroniczą pojedzcie z tą sensacją, niech cała polska się dowie o jednej dziurze w drodze.
przecież w naszym mieście można już na pamięć omijać dziury po tylu latach bo są ciągle w tym samym miejscu. Może nasze władze wybrały by się do naszych sąsiadów za granicą jak się naprawia drogi. Jadąc do Niemiec po przekroczeniu granicy ma się wrażenie że z trzeciego świata się wjechało do europy.
Mnie denerwują imbecyle parkujący na skrzyżowaniu z Gałczyńskiego (pod Polomarketem). Byle by tylko dowieźć dupę pod same schody.