- W ubiegłym roku wielokrotnie informowałam panią Celniak, że po Świnoujściu chodzi głodna i chora suczka. Po kilku telefonach niemalże wymusiłam na pracownikach schroniska przyjazd, ponieważ suczka znajdowała się na terenie targowiska miejskiego. Jest to miejsce, gdzie sprzedawana jest żywność, a zwierzę miało wyraźne oznaki świerzbu dlatego uznałam, że trzeba je stamtąd zabrać i odnaleźć właścicieli lub chociażby nakarmić go i podleczyć. Pani Celniak najpierw udawała, że łapie suczkę, później stwierdziła, że zna jej właścicieli i w rezultacie odjechała. Przez następne miesiące pies przychodził prawie codziennie na rynek, ale pani Celniak zarzuciła mi, że chcę go zamknąć w więzieniu (miała na myśli schronisko) i że są procedury, które zabraniają jej pomóc zwierzakowi. Potem przestała odbierać telefon. Minęła zima i myślałam, że sunia nie żyje, bo jakiś czas jej nie widziałam. Ku mojemu zdumieniu pojawiła się znowu i nadal potrzebuje pomocy. Oprócz tego na rynku jest chory, bezpański kot, ale nie będę niepokoić pani Celniak, bo ona najwidoczniej ma inne priorytety – denerwuje się mieszkanka.
To prawda nie raz widziałam tą zabiedzoną suczkę aż się serducho kraja . No tak ale w schronisku za biurkiem w ciepełku p.Celnik gdzie by się chciało ruszyć tyłeczek z krzesełka i biegać za jakimś psem, lepiej wygodnie przed kompem i kawusi posiedzieć w ciepełku . Na prawdę nie rozumiem jak można tak robić po co ona tak na prawdę tam siedzi bez serca kobieta wygodnisia . to nie pierwsze wezwanie na które mają wyłożone