Dobrze wiedzą o tym zwyczajne kobiety, zwłaszcza te pracujące w produkcjach filmowych przy makijażu. Dlatego zohydzają swe rywalki, paprając ich twarze pastą do butów, wydłużając nosy, wyolbrzymiając uszy. Toteż wskutek działań lobbingu kucharek od makaronu bajkopisarze obsadzali je wyłącznie w rolach czarnych charakterów. Tymczasem żadna z filmowych femme fatale nie ma w sobie ani krzty tego "coś”, co mają rzeczywiste jędze, wiedźmy, czy choćby tylko czarownice.
Czołobitny wobec czarownic wstęp był mi potrzebny dla podkreślenia mojego zdziwienia faktem, że prokuratura rozważa, czy ścigać dyrektora Rydzyka za przypisanie Pierwszej Damie cech istoty nadprzyrodzonej. Zdziwienie moje jest tym większe, że prawie wszyscy ocenili określenie "czarownica”, którego dyrektor użył wobec żony prezydenta, jako jej uwłaczające. Ciekaw jestem, jak oceniono by zastosowanie w podobnej sytuacji zwrotu "kraśna wiedźma”? A użył go przecie nie kto inny, jak imć Rzędzian wobec Horpyny i to przecież nie w intencji jej obrażenia. Rzędziana, sądząc wedle kontekstu sytuacji, jaka zdarzyła się w jarze, widok kawałka zdrowej baby zwyczajnie olśnił i wprawił w pozytywny, typowy dla nas samców nastrój. Dziś sapnąłby pewnie: "Ale lasencja”, albo "Megatowarek - co nie, koledzy?”. Bądźmy zresztą szczerzy, że zwrócę się do samców: gdy uroda naszych "towarków” jest w towarzystwie zauważalna, mile to łechce nasze ego.
żałośni jesteście
no to teraz daliście już czadu... rozumiem ze pani z tego" zdjęcia" lata nad Świnoujściem i można sie z nia" przeleciec"? :P
ten" artykul" mnie juz poprostu zabil... ostatni raz zajzalam na te strone