Gazociąg łączący RFN z Rosją został bardzo szybko przez konsorcjum Nord Stream zbudowany i ziścił wiele moskiewskich marzeń, od rosyjskiej hegemonii na niemieckim rynku gazowym, do możliwości zakręcenia kurków dla niepokornych (bez zakłóceń w dostawach dla Niemiec). Także Berlin osiągnął wymierne korzyści poprzez skuteczne zablokowanie w przyszłości możliwości rozwoju polskich portów. Ciekawej analizy równych aspektów tego wydarzenia jak i samej inwestycji dokonała w swoim poniedziałkowym numerze redakcja „Gazeta Polska Codziennie”. Oto najważniejsze informacje, wnioski i analizy;
Niemieckie media z dumą informują, że ósmy listopada będzie wielkim dniem nie tylko dla Lubmina, ale także dla wszystkich Niemców i całej Europy. Impreza uzyskała wielką oprawę medialną i polityczną. Na uroczystości zaproszono ponad 500 gości z branży gospodarczej, wielu polityków, w tym tak wpływowych jak kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydent Rosji Dimitrij Miedwiediew, unijny komisarz ds. energii Guenther Oettinger, czy też premierzy Francji Francois Fillon i Holandii Mark Rutte. Jak dowiedziała się „Codzienna” zaproszenie na uroczystości zostało przez stronę niemiecką wysłane także do Polski, ale według naszych informacji raczej nikt z polskiej strony do Lubmina nie przyjedzie. Niemiecki przekaz dotyczący nowego podwodnego gazociągu od początku brzmi jednoznacznie: Jest to nad wyraz korzystny dla Niemiec, ale także dla całej Europy gazociąg, który nie tylko zwiększy niemieckie bezpieczeństwo energetyczne, ale także zdecydowanie poprawi dywersyfikację dostaw energii dla całego obszaru.
Gazociąg Nord Stream jest oficjalnie chwalony nie tylko przez większość tutejszych polityków i ekonomicznych doradców rządowych, ale także przez większość społeczeństwa, które jest cały czas pompowane medialną papką propagandową o korzystnej niemiecko-rosyjskiej współpracy. Alexandr Rahr znanym niemiecki politolog, ekspert do spraw stosunków międzynarodowych i jednocześnie jeden z dyrektorów Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP) twierdzi wprost, że położony na dnie Bałtyku gazociąg jest pozytywnym dowodem na znakomitą współpracę Moskwy i Berlina. Media niemieckie bez przerwy trąbią o znakomitych obecnie stosunkach i współpracy gospodarczej obu krajów. Wszyscy nad Renem zachwycali się podpisanym przez niemiecki koncern energetyczny RWE memorandum w sprawie partnerstwa strategicznego z Gazpromem, co ma ułatwić niemieckiemu koncernowi ewentualne renegocjacje z rosyjskim gigantem ceny dostarczanego przez Rosjan gazu. To nie koniec wspólnych planów inwestycyjnych, bowiem jak informuje tygodnik „Der Spiegel” rosyjski koncern wraz z RWE będzie wspólnie budować na niemieckim terytorium elektrownie węglowe i elektrownie wodne.
Polskiej stronie rura przestała przeszkadzać
Jednym z efektów tak owocnej współpracy jest między innymi właśnie uruchamiany leżący na dnie Bałtyku omijający Polskę gazociąg, który stanowi przykład bezpardonowej i szkodliwej dla innych wzajemnej współpracy Berlina i Moskwy w dziedzinie energetycznej. Nord Stream powstał nie bacząc na polskie protesty i w przyszłości skutecznie zablokuje rozwój polskich portów w Szczecinie i Świnoujściu. Niemców ani tym bardziej Rosjan nigdy nie obchodziły zgłaszane polskie obawy, chociaż uczciwie należy przyznać, że w ciągu ostatnich czterech lat rządów Donalda Tuska protesty Warszawy stały się bardzo enigmatyczne i bardzo ciche. Premier Tusk nie chcąc narazić na szwank swojej „przyjaźni” do Angeli Merkel podobnie jak i wiele innych spraw, odpuścił także problem gazociągu. Polską opinię publiczną zaczęto karmić frazesami lub wręcz zafałszowanymi informacjami na temat jakoby wcale niegroźnego leżącego na dnie morza gazociągu i ewentualnych niemieckich zapewnień o jego zakopaniu w przyszłości. W czerwcu tego roku, Tusk po spotkaniu z kanclerz Niemiec publicznie zapewnił, że gdy Polska rozpocznie pogłębianie toru wodnego do Świnoujścia i Szczecina, wtedy strona niemiecka zakopie gazociąg. Polski premier wydaje się być tego samego zdania co Angela Merkel i niemieccy eksperci, którzy zgłaszają wątpliwości, aby kiedykolwiek leżąca na dnie rura utrudniłaby dopływ do portu, gdyż nie wierzą w jakikolwiek ich rozwój, nawet w przyszłości. Podobnie reaguje na gazociąg szef Urzędu Morskiego Andrzej Borowiec, który w tej sprawie twierdzi, że gazociąg nie przeszkadza polskiej stronie. Na pytanie, czy gazociąg Nord Stream leżący na dnie morza w miejscu skrzyżowania z podejściem północnym do polskich portów Szczecin / Świnoujście jest dla nas zagrożeniem rzecznik UM w Szczecinie Ewa Wieczorek odpisała: „Lokalizacja gazociągu nie wpłynie negatywnie na możliwość zawijania do świnoujskiego portu statków o obecnie maksymalnym zanurzeniu, czyli 13,2 m i nie pogorszy warunków żeglugowych dla gazowców, które będą zawijały do, powstającego w Świnoujściu, portu zewnętrznego dla terminalu LNG”.
Gazociąg to nowy „Mur”, ale kogo to obchodzi?
Jak na razie polskiej racji stanu broni Prawo i Sprawiedliwość, lokalni politycy Świnoujścia i Szczecina oraz (także związani z PO) przedstawiciele Zarządu Zespołu Portów Świnoujście/Szczecin. W rozmowie z nami prezes Jarosław Siergiej potwierdził, że Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście SA podtrzymuje swoje wyrażane niejednokrotnie stanowisko, iż ułożenie rurociągu na dnie morza na przecięciu z północnym szlakiem żeglugowym do Świnoujścia na głębokości około 17,5 m utrudni bądź wręcz uniemożliwi w przyszłości swobodną żeglugę statkom o maksymalnym dla Bałtyku zanurzeniu tj. 15 m. W tym kontekście rozwój portu w Świnoujściu zostanie w sposób niepodlegający wątpliwości ograniczony. To są słowa prezesa ZZP sprzed kilku dni, a więc jak najbardziej aktualne, które zdecydowanie stoją w sprzeczności z zapewnieniami przedstawicieli polskiego rządu, że gazociąg ani teraz nie stanowi, ani w przyszłości nie będzie stanowił problemu. Przypomnijmy, że Jarosław Siergiej wielokrotnie stwierdzał, że polskie porty potrzebują na drodze podejściowej północnej mieć na przyszłość zapewnioną głębokości minimum 15 metrów, a obecnie Nord Stream zapewnia jedynie 13.5 metra. Jego zdaniem rura na tej głębokości będzie dużą przeszkodą dla rozwoju polskich portów. To właśnie prezes ZPP porównał położenie rury na dnie Bałtyku przed nosem naszych portów do stworzenia nowego symbolicznego muru, tym razem nie „muru berlińskiego, a muru bałtyckiego” powiedział Siergiej.
trzeba bylo sie podlonczyc jak proponowali a nie ten gazoport bodowac.
Powstaną tam aż trzy elektrownie. Jedna z nich zagrozi polskim plażom i uzdrowiskom. A koszmarek LNG to nie zagraża również innym ?
Ehh... historia lubi się powtarzać. Ignorancja Unii i świata wobec polskich racji zdaje się być w pełni uzasadniona:" skoro sami nie potrafią dbać o swoje - pokażemy im jak się to robi". Niestety zgadzam się z niem. i rosyj. opiniami, że rura nie będzie nam przeszkadzać. Przy krótkowzroczności naszych decydentów co do polityki morskiej w naszym kraju (ograniczająca się do jednej kadencji), prawdopodobnie nigdy nie będzie potrzeby jej zakopywania. Chyba wszyscy" ludzie morza" nie mają co do tego złudzeń. Szkoda, że nasi morscy specjaliści widzący potencjał w tej materii są pozostawienie sami sobie i nikt tak naprawdę z ich zdaniem się nie liczy. Budujmy wiec dalej w naszej chorej narodowej wyobraźni" szklane porty", patrzmy jak inni cieszą się swoimi sukcesami a potem... rozlejmy swą żółć niezadowolenia stając się kolejny raz pośmiewiskiem dla tych co mają łeb na karku a nie w korycie na Wiejskiej.
Czy rzeczywistość Europy odsłaniaja słowa Buzka, Sikorskiego, Merkel, artykuły w salonowych mediach jak GW, Newssweek? Nie, fakty. A takim strasznym faktem obnażającym pozorna jedność Unii jest ten rosyjsko-niemiecki rurociąg. To czarny dzień dla nas.
Wpis został usunięty ze względu na złamanie prawa lub regulaminu serwisu przez użytkownika/Admin