Dr Józef Pluciński • Poniedziałek [22.08.2011, 13:42:33] • Świnoujście
Latarniowce ( cz.1)
Latarniowiec zakotwiczony przy morskim szlaku. Ryc. XIX w. (fot. Archiwum autora
)
Dotychczas zajmowaliśmy się historią świnoujskiej latarni morskiej. Oczywiście była ona i pozostaje dla nas, najbardziej znanym „morskim drogowskazem”, świetlnym znakiem nawigacyjnym.
Ale w naszym rejonie, mamy też wiele innych, tradycyjnych znaków, jak zakotwiczone na torze wodnym pławy, stojące na lądzie stawy świetlne i nabieżniki. Dla uprawiania bezpiecznej żeglugi, ludzie dopracowali się wielu rodzajów takich urządzeń. Wraz z rozwojem techniki, niektóre jednak odchodzą już do historii i stają się przedmiotem zainteresowania historyków, czy miłośników tradycji morskich. Tak stało się z rozpowszechnionymi niegdyś na wszystkich morzach latarniowcami. Nazwa ta odnosiła się do pływających nośników latarń nawigacyjnych, zakotwiczonych na określonej pozycji. Jest bowiem tak, że na otwartym morzu znajduje się wiele miejsc niebezpiecznych dla żeglugi, ze względu na mielizny, kamieniste rafy czy wraki. O niebezpieczeństwach tych ostrzegały, już to pławy świetlne, już to bardziej widoczne specjalne statki, zakotwiczone na martwych kotwicach w punkcie dokładnie określonym współrzędnymi geograficznymi. Instalowano na nich światła dużej mocy, będące zminiaturyzowanymi, pływającymi latarniami morskimi. Od innych statków różnią się sylwetką, charakterystycznym znakiem szczytowym oraz kolorem kadłuba z wypisaną na obu burtach nazwą. Latarniowce wyposażone są w latarnię morską, radiostację, radiolatarnię, urządzenia do nadawania sygnałów mgłowych oraz sprzęt do pomiarów meteorologicznych.
Angielski latarniowiec ustawiony u ujścia Tamizy w 1732 r. współczesna rycina. (fot. Archiwum autora
)
Pierwszy tego typu statek ustawili naturalnie Anglicy w 1732 r. dla oznakowania drogi wodnej wiodącej do ujścia Tamizy. W ślad za nimi, w ciągu XVIII i XIX wieku, u ujścia większości wielkich rzek europejskich, na mieliznach Morza Północnego i Bałtyku, stanęły zakotwiczone, liczne „pływające latarnie morskie”, świecące nocą, podobnie jak właściwe latarnie morskie, światłem o określonej charakterystyce. Były to najczęściej niewielkie statki, długości 20 – 30 metrów, obsadzone załogą w liczbie 6 – 8 ludzi. Ponieważ latarniowce kotwiczono zwykle na akwenach posiadających kiepską opinię ze względu na częste sztormy, musiały one posiadać dużą dzielność morską i zdolność do podjęcia żeglugi w wypadku zerwania się łańcucha kotwicznego, do czego zresztą dochodziło dość często. Z reguły więc, stateczki posiadały 2-3 komplety mocnych żagli, były praktycznie niezatapialne, a załoga składała się z doświadczonych żeglarzy. Na akwenach spokojniejszych, takich jak Zalew Szczeciński, z reguły latarniowce były stateczkami mniejszymi, z 3 – 4 osobową załogą i parametrach technicznych, mniej wymagających pod względem bezpieczeństwa. By latarniowiec utrzymać na tej samej, utrwalonej na morskich mapach pozycji, konieczne było odpowiednie jego zakotwiczenie. Celowi temu służyły odpowiednio długi a mocne łańcuchy kotwiczne oraz ciężkie kotwice, najczęściej „grzybkowe”.
Kotwica „grzybkowa” służąca do kotwiczenia ciężkich pław i latarniowców. (fot. Archiwum autora
)
Gdy napęd żaglowy na statkach zastępować zaczęto silnikami parowymi, a następnie spalinowymi, latarniowce były także wyposażane w nowocześniejsze środki napędu. Coraz powszechniej też, instalowano na nich agregaty prądotwórcze, zasilające latarnię. Doskonalono również zainstalowane na latarniowcach urządzenia świetlne, ich optykę, niezawodność i zasięg. Z czasem, poprzez wprowadzenie w szerszym zakresie automatyki, ograniczano liczebność załogi, albo wręcz całkowicie z nich rezygnowano. Te nieliczne latarniowce, które się do naszych czasów zachowały, w większości są już bezzałogowymi, w pełni zautomatyzowanymi statkami.
Budowa latarniowca – przekrój. (fot. Archiwum autora
)
Tu nieco o technicznych problemach „pływających latań morskich”. Początkowo wyposażano je w niezbyt skomplikowane latarnie świecowe lub olejowe, podnoszone na maszcie czy olinowaniu. Ich światło było jednak widoczne tylko z niewielkiej odległości, a przy sztormie czy gwałtowanych opadach prawie wcale, stąd też następowały kolejne ich ulepszenia. Od 1830 wprowadzać zaczęto na latarniowcach, podnoszone na maszt tzw. „świetlne pierścienie”. Była to zmyślna konstrukcja w kształcie dużego koła, zbudowanego z połączonych ze sobą 12 parabolicznych reflektorów. I tu źródłem światła były lampy olejowe. Urządzenie to ważyło zwykle około 500 kg i codzienne jego opuszczanie, zapalanie i następnie podnoszenie, z pomocą całego systemu bloczków na top masztu, wymagało ciężkiej pracy kilku mężczyzn. Dla ułatwienia, z czasem ów pierścień, mocowano na maszcie „na sztywno”, a obsługujący go latarnik wspinał się na znajdującą się pod nim platforemkę. Wymagało to cyrkowych nieraz umiejętności obsługującego, szczególnie w czasie sztormu.
Załoga latarniowca podnosi na maszt „świetlny pierścień”. Ryc. XIX w. (fot. Archiwum autora
)
Dalszy postęp w tej dziedzinie, doprowadził do instalowania na latarniowcach aparatów świetlnych Fresnel’a, podobnych jak w lądowych latarniach morskich, tyle że zminiaturyzowanych. Uprościło to ich obsługę, szczególnie, gdy na początku XX wieku instalowano w nich żarówki elektryczne.
Aparatura Fresnal’a na maszcie latarniowca, XX w. (fot. Archiwum autora
)
Analogicznie, jak większość latarń morskich, światła latarniowców posiadły też charakterystyczny dla siebie, rozpoznawalny cykl świecenia. Osiągano go, przez zainstalowanie obracających się wokół źródła światła, przysłaniających je w pewnych odcinkach czasowych, blaszanych osłon. Napęd dla owych obrotowych osłon, tak jak w latarniach lądowych, stanowił mechanizm podobny do tego, jaki uruchamia zegary łańcuszkowe lub linkowe. Oczywiście, każdego dnia linkę napędową należało z pomocą korby, tam wysoko na maszcie nawijać na bęben. A kiedy się coś zepsuło, to nieraz noc całą, także wysoko na maszcie, pod aparatem świetlnym, siedział członek załogi latarniowca i ręczną korbą obracał ekrany, w tempie zgodnym z charakterystyką świateł. Z czasem i ten techniczny problem został rozwiązany, przez wprowadzenie silników elektrycznych.
Swoje apogeum przeżywały latarniowce na przełomie XIX i XX wieku, kiedy to ich liczba na morzach świata dochodziła do kilkuset. Dziś jest ich jeszcze kilkadziesiąt, ale w miarę doskonalenia systemów nawigacyjnych i ta romantyczna karta w dziejach światowej żeglugi zamyka się.
O latarniowcach, jakie znajdowały się niegdyś na najbliższych nam akwenach opowiem w odcinku następnym.
źródło: www.iswinoujscie.pl
Szkoda że tak piękny budynek starej rzeźni niszczeje, ale nie wyobrażam sobie by tam powstało na przykład centrum sztuki. Choć tak piękna zabudowa aż się prosi o takie zaadoptowanie. Zbyt dużo tam złych emocji. Należy to zburzyć i posadzic drzewa.Moż kiedyś to wygaśnie.
"Od innych statków różnią się sylwetką, charakterystycznym znakiem szczytowym oraz kolorem kadłuba z wypisaną na obu burtach nazwą." Czy to znaczy, że latarniowce mają kadłuby określonego koloru?
Dziękuję za artykuł, jak zwykle świetny.
Bardzo dziękuję za szybką odpowiedź.Z niecierpliwością czekam na kolejne ciekawe informacje dot.naszego miasta.Serdecznie pozdrawiam.
Do Czytelnika IP 222. Dziękuję za uznanie. W kompleksie budynków byłej rzeźni znajdowała się zbudowana w 1890 roku rzeźnia miejska. Był to wówczas jeden z pierwszych na Pomorzu tego rodzaju, celowo zaprojektowany i zbudowany obiekt. Uznany i słusznie za zabyt obecnie niestety niszczeje, a szkoda. Jesienią napiszę o nim więcej. Pozdrawiam. J.P.
Witam Pana Doktora.Dziękuję za fajny artykuł.Tradycyjnie stanął Pan na wys.zadania.Mam pytanie do Pana doktora.Co znajdowało sie w kompleksie budynków byłej rzeźni na ul.Kołątaja?Pozdrawiam.