Dr Józef Pluciński • Wtorek [21.06.2011, 01:53:01] • Świnoujście
Gdzie lekarze z tamtych lat…

Obecny Szpital Miejski w Świnoujściu jesienią 1946 r.(fot. Archiwum autora
)
Szumek medialny, jaki w ostatnich tygodniach towarzyszy miejscowemu szpitalowi, a w szczególności osobie jego dyrektora, zainspirował mnie do przypomnienia polskich początków świnoujskiego szpitala i człowieka, który przed laty ów szpital życiu przywracał.
Gdy w październiku 1945 r., miasto oficjalnie przejęte zostało przez Polaków, ta właśnie placówka, wraz ze szczątkowym, niemieckim personelem, przekazana została przedstawicielom polskich władz. Dawny lazaret wojskowy, dokumentnie wyeksploatowany i zdewastowany, stał się polskim Szpitalem Powiatowym, mimo całkowitego wówczas braku polskiego personelu lekarskiego i pielęgniarskiego. Przez kilka miesięcy pracował tam personel niemiecki a kierownictwo placówki powierzano osobom przypadkowym, nie zawsze posiadającym odpowiednie kwalifikacje. Najwyższą fachowością mógł się wykazać felczer wojskowy Jerzy Zacharians, w związku z tym, że po wejściu do miasta polskiego garnizonu MW w kwietniu 1946 r. w szpitalu wydzielono mały pawilon na wojskową izbę chorych. Szpital zatem, jak to oceniały ówczesne władze polskie, przez wiele miesięcy swojej roli nie spełniał. Przeciętnie, znajdowało się w nim od 6 do 12 chorych przy prawie identycznej liczbie personelu. Brakowało wszystkiego: leków i środków opatrunkowych, instrumentów oczywiście pościeli i bielizny, ale też opału, wody, energii elektrycznej. W wielu oknach nie było szyb a tu i ówdzie brakowało drzwi. W szpitalu tym pracowali nadal, udzielając pomocy zamieszkującym jeszcze w mieście Niemcom, dwaj niemieccy lekarze, internista Ernst Koch i chirurg Willy Feige. Personel pielęgniarski i pomocniczy, stanowiły także Niemki.

Dr Roman Świtłyka, organizator polskiego szpitala w Świnoujsciu, 1947(fot. Archiwum autora
)
Wiosną 1946 roku w mieście osiedlił się pierwszy polski lekarz, osadnik wojskowy dr Alfred Paciorkiewicz. Na polecenie polskich władz, krótko kierował on szpitalem, ale później organizował na ulicy Hołdu Pruskiego w jednym z mieszkań, w którym mieściła się dawniej mała niemiecka lecznica, punkt sanitarny PCK z 10 łóżkami, nazywany Ośrodkiem Zdrowia. W dalszym ciągu brakowało jednakowoż kandydata dla objęcia kierownictwa polskiego, przynajmniej z nazwy, szpitala. Dopiero jesienią 1946 r. szpitala objął przybyły do Świnoujścia lekarz dr Roman Świtłyk, mający opinię dobrego organizatora i pracowitego człowieka. Urodzony w 1913 roku, absolwent Akademii Medycznej w Poznaniu, do Świnoujścia przyjechał z Sieradza, ale uprzednio mieszkał i pracował w południowo-wschodnich rejonach II Rzeczpospolitej, w Kołomyi. Stanęło przed nim niewiarygodnie trudne zadanie przekształcenia zdewastowanego lazaretu w szpital. Mimo propozycji zajęcia którejś z pobliskich willi, dr Świtłyk wraz z rodziną zamieszkał w szpitalu, by być zawsze w pobliżu i na każde zawołanie nieść pomoc pacjentom. Zgodnie z tym, przez cały czas pobytu, wychodząc na spacer z rodziną czy do kościoła, zostawiał zawsze informację gdzie się znajduje i kiedy powróci.
Jeszcze przed nastaniem zimy należało załatwić tak prozaiczne sprawy, jak oszklenie okien, zdobycie opału, dokonanie chociażby w podstawowym zakresie, remontu wnętrz i dachów. I to jeszcze przed zimą zostało wykonane ! Kolejno urządzono salę operacyjną, salę porodową, pralnię, komorę dezynfekcyjną, zorganizowano najważniejsze oddziały, wreszcie wyposażono szpital w instrumenty i narzędzia lekarskie. Część wyposażenia pochodziła z darów UNRRA, część od Rosjan oraz służb medycznych MW. Wszystko to robiono i zdobywano w warunkach powojennej straszliwej biedy i rozprężenia. Podstawowe remonty wykonywane były jak to określono „systemem gospodarczym” angażując m.in. znajdujących się w mieście niemieckich fachowców oraz wspomagając się marynarzami z polskiego garnizonu Marynarki Wojennej.

Dr R. Świtłyk ( w butach „oficerkach”) i felczer Jerzy Zacharians, przed szpitalem, 1947 r.(fot. Archiwum autora
)
Już w 1947 roku pracowały oddziały wewnętrzny, chirurgiczny, ginekologiczny, pediatryczny. W dwóch barakach na terenie szpitala istniał nadto wojskowy lazaret dla 30 chorych oraz oddział dla chorych zakaźnie. Tych zaś po wojnie, nie brakowało. Szerzyła się błonica, często jeszcze tyfus plamisty i brzuszny i bardzo wówczas powszechna gruźlica i oczywiście choroby weneryczne.

Świadectwo szczepienia z 1947 r.(fot. Archiwum autora
)
Wkrótce też do szpitala doprowadzony został prąd a nadto zorganizowano własny agregat prądotwórczy i utworzono salę dla noworodków. Za wielki sukces uznano zakup dwóch mlecznych krów, by leczone dzieci mogły otrzymywać zdrowe mleko. Bardzo ważnym dla szpitala było uruchomienie własnej dużej pralni, kuchni oraz laboratorium analitycznego. Szpital prowadził na potrzeby własne hodowlę świnek posiadał też konia i wóz dla celów transportowych. Istotnym osiągnięciem było zdobycie w 1949 r. aparatu rentgenowskiego, wówczas jedynego w powiecie.
Przez cały czas, bardzo poważnym problemem była obsada lekarska. Poza wymienionymi dr Paciorkiewiczem i Świtłykiem, innych lekarzy w mieście nie było. Niemieccy lekarze opuścili je w II połowie 1946 r. pozostał tylko jeden nazwiskiem Alfred Trost pracujący w Ośrodku Zdrowia. Nieco lepiej było z pielęgniarkami. Już w 1946 r. pojawiły się w masie osadników pierwsze polskie pielęgniarki, które znalazły zatrudnienie w szpitalu. Nadal jednak tak w szpitalu, jak i w ośrodku zdrowia, były zatrudnione niemieckie pielęgniarki oraz salowe, pracownicy gospodarstwa pomocniczego, kuchni i pralni.

Małżonkowie Świtłyka w towarzystwie ówczesnego burmistrza Świnoujścia Ignacego Molika, 1948 r.(fot. Archiwum autora
)
Poczynione przez dr Romana Świtłyka starania oraz nakłady ze środków samorządowych na ochronę zdrowia, wyraźnie sytuację poprawiły. Znacząco zmniejszył się wskaźnik śmiertelności do 2,25%, a więc poniżej ówczesnych wskaźników krajowych. I podkreślam że w całym opisywanym okresie, jedynym lekarzem w szpitalu, obsługującym wszystkie oddziały pozostawał jego dyrektor. Liczba zatrudnionego personelu wraz z administracją i pracownikami pomocniczymi osiągnęła w końcu 1949 r. stan 30 osób. Szpital dzięki organizacyjnym zdolnościom dr Świtłyka, zwolna pokrywać zaczął własne wydatki i w 1949 r. osiągnął pełną samowystarczalność finansową. Po stronie przychodów, w sprawozdaniach finansowych szpitala znajdowała się też pozycja: „Czynsz opłacany przez dr Świtłyka”, nawiasem mówiąc zawsze uregulowany.
Płynęły lata. Do odległego, zamkniętego przepisami granicznymi, zamienionego w wojskową bazę miasta, nie kwapili się mimo nakazów pracy lekarze, ani przedstawiciele innych medycznych zawodów. W maju 1951 w Szpitalu Powiatowym znajdowało się 85 miejsc dla chorych, których nadal leczył jedyny lekarz i dyrektor w jednej osobie, dr Roman Świtłyk.

Bohater naszej opowieści dr Roman Świtłyk na krótko przed wyjazdem ze Świnoujścia. (fot. Archiwum autora
)
W połowie roku 1951 roku, temu niezwykle dla miasta zasłużonemu lekarzowi doręczono nakaz opuszczenia strefy granicznej i miasta, w trybie administracyjnym, bez odwołania. Było to skutkiem donosu, jaki wpłynął do Urzędu Bezpieczeństwa, że jakoby zamierzał on z rodziną uciec za granicę. Z żoną i dzieciakami wyjechał więc do nakazanemu mu Choszczna, a w kilka lat potem osiadł w Szczecinie, gdzie jeszcze wiele lat pracował z taką samą pasją i skutecznością, jak niegdyś w Świnoujściu. Zmarł w 1993 roku, pracując praktycznie do końca.
Przypominając Czytelnikom postać człowieka, dla którego przysięga Hipokratesa nie była tylko nic nie znaczącą formułką, nie chcę czynić żadnych odniesień do współczesnych nam realiów. Wszak każda epoka ma swoje wzorce osobowe, ideały i wartości którym hołduje. Sprawia mi tylko satysfakcję to, że z zapomnienia mogę wydobyć osobę prawdziwego lekarza, człowieka polskiego Świnoujścia.
źródło: www.iswinoujscie.pl
Ja też jestem wdzięczny-szczególnie za gronkowca złocistego-szczep szpitalny.Oraz za wuja wypisanego w stanie dobrym gdzieś trzy tygodnie temu, jako symulant-dzisiaj umierającego na przerzut nowotworu kręgosłupa w szpitalu na Arkońskiej.Jednak nie był symulantem panie B.!! Nie pozdrawiam i nie polecam placówki.
Wpis został usunięty ze względu na złamanie prawa lub regulaminu serwisu przez użytkownika/Admin
mam zle doświadczenia z lekarzami ale są i dobrzy lekarze jak dr Mirowski więc nie można oceniać wszystkich jednakowo
a doktor RYZEWSKI?nikt juz go nie pamieta..?
Panie Pluciński, dziękuję za kolejny wspaniały artykuł, napisany z wielką kulturą i miłością do tamtych lat. Lat w których żyło sie ideą, kiedy ludzie- ludziom pomagali, kiedy liczył się człowiek...i nawet ten system ktory został potem tak spaczonyy przez dycydentów a był systemem dla ludzi. Kiedy się szło do lekarza rejestrowało się do tego specjalisty który był nam potrzebny omijając biurokracje skierowania i kolejki, mieliśmy lepiej - mamy znacznie gorzej. Kiedyś liczył się pacjent- dzisiaj kasa która z niego spłynie do NFZ. Zmiany które obecnie zamiast dobrego niosą samo zło. Brak serca do pacjentów i ogromna biurokracja odstrasza nie tylko od służby zrowia ale wielu dziedzin życia. Nie mogę jednak nie wspomnieć o mojej ukochanej pani doktor Włodarczyk - stomatolog z powołania. To pani doktor z sercem do pacjenta niezależnie od wieku i stanu portfela. Pozdrawiam panią doktor.
Wpis został usunięty ze względu na złamanie prawa lub regulaminu serwisu przez użytkownika/Admin
"Tak samo Dr Sztencel Olek itd.Pokoj ich duszy." Pokój twemu rozumowi baranie. Jeden i drugi dr Olek żyje.
Prawdzich lekarzy ju znie ma.Pamietam jak dzis komendanta grodka lata 80.To byl dopiero lekarz z powolania.Jak by mogl to by ci swoja dusze oddal.Tak samo Dr Sztencel Olek itd.Pokoj ich duszy.
ktoś napisał że doktor S. był super wspaniały-być może ale miasto bez niego miałoby z 60-tys.mieszkańców
te cytaty - Arystoteles.ale po co one- nie wystarczy ten proceder w łódzkiej służbie zdrowia, jak to ludzkie skóry były w cenie. Nie wszyscy lekarze są tacy sami(niestety my pacjenci jesteśmy na nich skazani i z doświadczenia poznaje się kto jakim jest lekarzem).niektórzy lekarze są z powołania i chwała im za to!!
62.233.133 chyba wiem, o kim piszesz - to prawda !! ten czlowiek zdobyl wyksztalcenie za kare, a nie z powolania. jego charakter jest tak paskudny, ze wrecz zniechecajacy, jego wynioslosc i proznosc odrzucaja dalej niz tornado.
tyle tego jest ze nie chce mi sie czytac ;p
obecnie w naszym szpitalu też jest bardzo kompetentna, znającą swój fach, sympatyczna pani doktor Elżbieta Kozłowska, już nie jeden raz wyprowadziła moją rodzinę z kłopotów zdrowotnych za co jesteśmy Jej bardzo wdzięczni
Wręcz chamskim lekarzem jest jeden chirurg z Grodka. Od tego " fachowca" uciekają wszyscy. CO do dr Olka świetny
Spokojnie nie denerwuj sie, kazdy ma prawo krytykowac prace innych ludzi, tak jak Ty widzisz pewne niedoskonałości w moim zawodze tak ja widze w innych.
Czy za ten niepoprawny politycznie artykuł Pan dr nie bedzie sie musial tlumaczyc przed komuchami z miasta?
Panie dr.Pluciński bardzo dziękuje.Wspaniały artykuł.Wydaje mi się, że właśnie tego potrzeba.Pan doskonale wie, że głównymi autorami wydarzeń są ludzie i trzeba ich oceniać zgodnie z aktualną wtedy ogólna sytuacją polityczna, ekonomiczną i militarną również.Aktualne jest jednak stwierdzenie, że" byt kształtuje świadomość", oczywiście" byt"rozumiany ogólnie. No i również przestrzeganie moralności:"Człowiek bez poczucia moralnego jest najniegodziwszymi najdzikszym stworzeniem" (Arystoteles). Pan jako historyk doskonale Wie, że" Z historii narodów możemy się nauczyć, że narody niczego nie nauczyły się z historii" (Hegel) a my i to widać w naszym mieście, szczególnie ten przedmiot słabo mamy opanowany.Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz Dziękuje !" Q" Zgadzam się z Tobą.Wynika to właśnie z nie przestrzegania zasad moralności i etyki, nie wspominając już przysięgi Hipokratesa. Pozdrawiam Cię serdecznie" Starszy" kolego !
Pani Elżbieto, w moim komentarzu absolutnie nie było podważania Pani kompetencji!! Wyraziłam po prostu swoje subiektywne, ogólne zdanie w wywołanym temacie :-) Nie mogłam przecież wiedzieć, że komentarz był pisany przez lekarza, tym bardziej przez Panią ;-) Dziękuję za zaproszenie, mam nadzieje, że niebawem będzie to możliwe :) Pozdrawiam Serdecznie!!
piękne wspominki!!pozdrawiam autora!!a co do P.Kozłowskiej jako wspaniałego lekarza...przemilczę..
Wpis został usunięty ze względu na złamanie prawa lub regulaminu serwisu przez użytkownika/Admin
Droga E :-) wykonuje swa prace z należna starannoscia, zapewniam Cie o tym, jesli miała byś ochote kontynuować dyskusje zapraszam na obiac:-) pozdrawiam
gawędy zawsze czytam z zapałem! fajnie ze komus sie chce nie komercyjnie pisac o wlasnym miescie z takim zapalem! pozdrawiam i czekam jak zawsze na nastepna.
Art. o dr.Romanie Świtłyku przeczytałam jednym tchem. W tym miejscu należy wspomnieć również o śp. Dr.Krzysztofie Sztenclu, wspaniałym lekarzu i wspaniałym człowieku!! Do takich przesympatycznych lekarzy należy również dr Gąska! Bardzo kompetentna i sympatyczna również dr Kozłowska:)
To jest delikatna sprawa relacja pacjent - lekarz.Wiadomo że lekarz żyje z choroby pacjenta. ...taka jego profesja.Tylko że często się słyszy okrzyk bandziora u lekarza. ...PIENIĄDZE ALBO ŻYCIE...Jak jesteś biedny to zdychaj nie masz prawa do ŻYCIA.Za diagnostykę płać za wizytę u specjalisty płać Nawet za szczepienia przeciw żółtaczce zakaznej płać.Gdzie tomograf w Świnoujściu.na wszystkie poważniejsze zabiegi to albo Szczecin lub Poznań. ..jak są traktowani VIP-y czy ludzie z kasą Ale OTAKE POLSKIE WALCZYLlŚMA...Więc mamy co chcieliśmy. ..Więc buzia w kubeł.
Są też teraz wspaniali lekarze, którym wiele zawdzięczamy i należą się Im podziękowania i szacunek.Dr E.KOZŁOWSKA jest takim lekarzem.Odsyłano mnie do szpitala w Szczecinie, ze Szczecina do Ś-cia i dr Kozłowska przywróciła mi zdrowie - jestem pełna uznania.