Pacjenci w środę rano czekali na badanie diabetologiczne. Pierwsi do poczekalni weszli kilka minut przed godziną 8. Jak opowiadają, nad wejściem paliła się jarzeniówka. Nie wiedzieli, że lampa emituje niebezpieczne promieniowanie UV-C i służy do odkażania.
- Gdy wróciłam do domu zaczęła piec mnie twarz i dekolt. Przestałam wyraźnie widzieć. Skóra boli mnie do tej pory, ciągle niewyraźnie widzę – opowiada jedna z pacjentek.
Podobne objawy ma kilkanaście osób. Jedna z nich została przewieziona do szpitala w Gryficach.
- Wyjaśniamy sytuację która zaszła w przychodni. Zgłosiły się do nas osoby z objawami uczulenia. Próbujemy dotrzeć do pozostałych – usłyszeliśmy w przychodni.
Jak podejrzewają poparzeni ludzie, lampę mógł nieopatrznie włączyć jeden z pierwszych pacjentów.
Taka lampa przydała bym się w bloku, to bym z chęcią moich lokatów spalił żywcem np. w windzie włączyć tą lampkę i zaciąć. Ale by ich oniemiało He‼He‼He‼
No jasne! To projektant zaplanował umieszczenie włącznika tak niebezpiecznego sprzętu w zasięgu przypadkowych osób!! Posadzić projektanta!
Jak by się to stało w USA, to dyrektor placówki już by nie pracował, a poparzonym wypłacono by kosmiczne odszkodowania. W Polsce dyrektor powie, że to nie jego sprawa, bo elektryką nie zarządza i winnego będzie się szukało wśród samych poszkodowanych.
Opalali się, bo chcieli być fajni i czar prysł.