Dr Józef Pluciński • Poniedziałek [31.01.2011, 01:13:18] • Świnoujście
O tawernach, knajpach i super lokalach Świnoujścia
Panorama Świnoujścia w grafice Schirmera, 1823. (fot. Archiwum autora
)
Kiedy w XVIII wieku u ujścia Świny powstawał port i osiedle, w którym budowniczowie portu zamieszkiwali, rzeczą naturalną było, że zapotrzebowanie na wszelakie alkoholowe trunki było tu nad wyraz wysokie. Zgodnie z prawem popytu i podaży znalazły się też osoby, które owemu zapotrzebowaniu usiłowały sprostać.
Kronikarz świnoujski R. Burkhardt wyliczał, że w tamtym okresie, w osadzie liczącej nieco ponad tysiąc mieszkańców, działało ponad 50-ciu wytwórców piwa i gorzałki. Trudnili się tym nie tylko koncesjonowani browarnicy i gorzelnicy, których było tu naprawdę sporo, ale też aptekarz, i nauczyciel, piekarze, rajcy miejscy a nawet muzykant. Oficjalnie, była to produkcja na własny użytek, ale faktycznie w zdecydowanej większości przypadków, produkcji towarzyszył wyszynk jak też sprzedaż na zewnątrz. Knajpiane życie ówczesnego Świnoujścia, kłębiło się głównie w bezpośredniej bliskości nabrzeża portowego. W skromnych parterowych domach stojących nad Świną znajdowały się dość gęsto rozmieszczone, bardzo prymitywne knajpy, bardzo często oznaczone czerwoną latarnią, sygnalizującą możliwość skorzystania tam z towarzystwa bezpruderyjnych dam. Lokale te poza miejscem położenia i w właścicielem nie różniły się zbytnio od siebie. Niektóre z nich były wyjątkowo obskurne, sklecone z desek, bez podłóg i wszelakich stołów. Taką właśnie „karczmę” pewnego razu, w połowie XVIII wieku, zabrały wody Świny, podczas gwałtownej sztormowej „cofki”.
Domowa wytwórnia gorzałki, XIX w. (fot. Archiwum autora
)
Zaglądnijmy jednak do przyzwoitszej, ówczesnej świnoujskiej tawerny. W sali z szynkwasem, bardzo oszczędnie oświetlonej pełgającym płomieniem kaganka, na ławach przesiadywali marynarze różnych nacji, ładowacze, ciury portowe, często w towarzystwie pań, nie najcięższego prowadzenia się. Podłogę pokrywała zwykle warstwa trocin lub piasku, maskująca to wszystko, co na niej lądowało. Nikogo też nie dziwił widok śpiącego na tym podłożu biesiadnika. Towarzystwo raczyło się głównie pędzoną przez właściciela, podłą zbożową gorzałką lub piwem. Czasami, ale to nader rzadko, winem. Owej konsumpcji rozgrzewających napojów, towarzyszyły naturalnie ogniste nieraz dyskusje, z użyciem pięści i nazwijmy to prostych narzędzi. Bardzo solidne a proste stoły i ławy, ze względu na ciężar i gabaryty, uniemożliwiały na szczęście użycie ich w tych dyskusjach. Gdy ton sporów był już zbyt wysoki, rozstrzygał je właściciel tawerny lub dyżurny osiłek, przy pomocy pałki i kopniaków, wyrzucając zwaśnione towarzystwo za drzwi. Tam w cieniu tzw. bud celnych, czyli szop i składów portowych, znajdowały swój finał owe towarzyskie nieporozumienia. Zdarzenia takie, o czym nie muszę przekonywać, były na porządku dziennym, stąd też przeciętni mieszkańcy, w rejony te, wieczorową porą raczej nie zapuszczali się.
W niektórych z opisanych lokali, tych bardziej już ucywilizowanych, na zapleczu ogólnej sali dla pospólstwa, za bufetem, znajdował się zwykle jeszcze jeden pokoik dla lepszych gości. Tam to przy czerwonym winie i fajeczce z wirginijskim tytoniem, poważne dysputy wiedli i interesy ubijali stateczni kapitanowie, komisarze portowi i celni, oraz znaczniejsi maklerzy. Naturalnie ton dyskusji był tu znacznie mniej ognisty, niż w sali przedniej.
Z upływem lat, nowy port i miasto cywilizowały się. Świnoujska, nazwijmy to gastronomia, coraz bardziej upodobniała się do istniejącej w przeciętnym portowym mieście. W bezpośredniej bliskości portowych nabrzeży pozostawały lokale typu „mordownia”, jakie powyżej zostały opisane, ale powstawały też nowe, odpowiadające potrzebom żyjących tu mieszkańców. Miejscowi ludzie interesu jak też przeciętni mieszczanie potrzebowali miejsca na spotkania, okazjonalne zjedzenie kolacji, wypicie szklanki wina czy filiżanki kawy bez narażania się na kontakt z opitym majtkiem czy portowym ciurą.
Dziewiętnastowieczna karczma.(fot. Archiwum autora
)
Rosły też potrzeby w zakresie życia towarzyskiego żyjących tu rodzin. Ludzie chcieli się wybrać na niedzielny obiad, spotkać przy kawie a nawet na raucie czy balu. Jeszcze bardziej te potrzeby uległy zmianie, gdy w po 1824 roku Świnoujście stawało się miejscem pobytu gości kuracyjnych z dużych ośrodków miejskich ówczesnych Prus. Trudno było zamożnym berlińczykom proponować portową „mordownię” jako miejsce spożycia obiadu czy wypicia kawy z ciastkiem. Ponieważ nie wszystkim przyjezdnym odpowiadały noclegi w dość skromnych, pozbawionych wszelkich wygód domach mieszkańców, potrzebne stały się też hotele o odpowiednim standardzie. Istniejące dwie, dość prymitywne oberże potrzebom tym nie odpowiadały. Z tych potrzeb zrodziła się w latach 1842 – 43 inicjatywa budowy dwóch nowych hoteli z restauracjami, które przez szereg lat były, mówiąc obecnym językiem „wiodącymi” w Świnoujściu. Były nimi położone na bulwarze Świny hotele: „Trzy Korony” i „Hotel Pruski”. W restauracjach obu hoteli gościły nierzadko nawet koronowane osobistości, których w XIX wieku w Świnoujściu nie brakowało.
Hotel „Drei Kronen”, koniec XIX w. (fot. Archiwum autora
)
Na początek słów kilka o hotelu „Trzy Korony”, późniejszym Domu Rybaka, którego pozostałości stanowią wątpliwą ozdobę Wybrzeża Władysława IV. Ten hotel to rozbudowana istniejąca tam wcześniej tzw. resursa obywatelska, czyli miejsce spotkań towarzyskich co znaczniejszych kupców i urzędników, prowadzona przez restauratora nazwiskiem Oltschow. Tam to, w jeszcze wówczas niepozornym budyneczku, serwowano dobre jak na miejscowe warunki jedzenie i napitki, szczególnie francuskie wina. W sporej sali lokalu odbywały się również bale miejscowego towarzystwa. W 1843 a następnie ponownie w 1850 niepozorny w gruncie rzeczy lokal został przebudowany w całkiem spory hotel z charakterystyczną wieżyczką. Tradycyjnie, poza gośćmi z zewnątrz, hotelowa restauracja pozostawała ulubionym miejscem spotkań świnoujskich prominentnych obywateli: kupców, urzędników, maklerów, kapitanów, członków władz miasta. Bywali też znakomici goście, którzy pozostawali zagorzałymi zwolennikami hoteli i restauracji. Do takich należał m.in. szef sztabu generalnego armii pruskiej feldmarszałek von Moltke. Pobyt w hotelu w 1863 r. chwalił też sobie nad wyraz Theodor Fontane, który przebywał tu z kilkudniową wizytą. Praktycznie do wybuchu II wojny światowej była tamtejsza restauracja jedną z reprezentacyjnych lokali miasta.
Hotel „Preussenhof”, pocz. XX w. (fot. Archiwum autora
)
Po drugiej stronie ówczesnego ratusza, też na bulwarze Świny stanął w tym samym niemal czasie kolejny hotel z dobrą restauracją : Preussenhof. Właśnie ten cieszył się najlepszą opinią wśród odwiedzających miasto znakomitości m.in. członków rodzin panujących Rosji i Prus, generalicji i książąt. Stosownie do rangi gości, hotel a przede wszystkim sale restauracyjne były misternie zdobione różnorodnym drewnem i dziełami sztuki. Mieszkańców miasta nie dziwił też widok ustawianych dość często przed wejściem do hotelu posterunków wartowniczych, oznaczających że właśnie zamieszkuje tu lub w restauracji bawi, jakaś niezwykle ważna być może koronowana osobistość. Tego rodzaju klientela sprawiała, że serwowano tam najlepsze trunki i doskonałe a wymyślne potrawy. Obydwa lokale na swój sposób rywalizowały ze sobą i to raczej nie poprzez obniżanie cen ale wprowadzając coraz bardziej wymyślne dania i lepszą obsługę.
Zwolna też zmieniał się cały knajpiany krajobraz miasta. Z licznych niegdyś portowych mordowni pozostało tylko kilka i to działających pod czujnym okiem miejscowego policmajstra, małe restauracyjki w centrum miasta dostosowywały swój wygląd, obsługę i menu do potrzeb mieszkańców oraz przyjezdnych, bardziej wymagających kuracjuszy. Powstały więc też nowe lokale – kawiarnie, proponujące na miejską modłę kawę, wyroby cukiernicze i wino. Bardzo wziętą była położona w wzgórzu w tzw. Leśnym Zamku (Waldschloss), czy w okolicach plaży.
Hotel „Waldschloss” z restauracją i kawiarnią.(fot. Archiwum autora
)
O kolejnym, burzliwym okresie rozwoju świnoujskiej gastronomii opowiemy w odcinku następnym.
źródło: www.iswinoujscie.pl
do schroniska to tego pana niech znkmaa, a tej malej jak tatus kupil koniki, to niech przyczepke tez do samochodu jakas ogarnie do przewozu koni specjalna polecam nie sa takie drogie ale to trzeba cos wiedziec o koniach, a nie miec, bo miec, zeby sie lansowac przed sasiadami !!
Do sklepiku" U Ciotki", na ul. Grunwaldzkiej chodziłam jako mały szkrab z tatą. Można tam było kupić świetną kiszoną kapustę, inne warzywa, ale główną atrakcją było piwo z beczki. Dzieciaki zabierane tam przez ojców zajadały się cukierkami" Raczkami", " Kukułkami" i kruchymi gwizdkami, na których oczywiście można było pogwizdać. Podczas, gdy panowie sączyli piwko z kufli, dzieciarnia bawiła się w berka na bunkrach po lewej stronie sklepu. Naprzeciwko zaś stały piękne, secesyjne kamienice. ..
Witam Panie Józefie mam pytanie czy widział Pan może film nakręcony w Swinemunde w okresie przed wojennym ?
Szanowni Czytelnicy, dziękuje za uważne a krytyczne czytanie tekstu. Faktycznie w tekście dałem tu i ówdzie plamę składniową. By zdążyć z tekstem, nie dokonałem korekty. Sypię zatem popiół na siwą głowę i poprawę obiecuję. Za merytoryczne uwagi bardzo dziękuję, wykorzystam je w kolejnym tekście. Porównywanie dawnych lokali z ich obecnym stanem jest trudne technicznie, umieścić mogę zaledwie 6 fotek w tekście. Pozdrawiam. J.P.
"ŻEGLARSKA " i" Vineta", znajdowały sie na tej samej ulicy, obecnej Boh.Września
Przy Promenadzie o pierwotnej nazwie istniał" ALBATROS", rywal Gryfii".
Widokówka na której widać obecny budynek Muzeum i były Dom Rybaka, na pierwszym planie dwa ozdobne dzioby statków wycieczkowych, Na jednym widać napis VINETA. Podobny statek zabytkowy NRD-owski był remontowany w MSR nazywał się DORNBUSZ.W Świnoujściu podobny statek kursował w latach 40 -tych pomiędzy Świnoujściem a Szczecinem Niemiecka nazwa FORTUNA , jako Polski nazwano go PIAST.To była pierwsza komunikacja Świnoujście- Szczecin. Tory kolejowe nie dochodziły jeszcze w tym czasie do Świnoujścia.Jak wtedy wyglądało Świoujście i Szczecin-droga-oba porty-zalegające wraki statków.
88.156.234 tak z ciekawości pytam. Chcesz zobaczyć zdjęcia budynków które nie istnieją ? Te które pozostały można zobaczyć osobiście tylko trzeba odejść od komputera. ..
Ale mnie denerwuje jak taki imbecyl zamiast przeczytac i byc zadowolonym ze mial okazje sie czegos dowiedziec to komentuje w glupi i uszczypliwy sposob... jestem mlodym czlowiekiem i jestem wdzieczny Panu Józefowi ze przekazuje nam to co sam dowiadywal sie latami...
Panie Józefie prosimy o więcej proszę nie sugerowć się maruderami - oni już tak mają!!
Cenzorzy się znaleźli od" błędów stylistycznych", a taki jest po prostu styl pisania Pana doktora, słowem - super ! Jak zwykle Pan doktor podaje ciekawe infornacje z historii naszego miasta. Pamiętam jak opisywał, między innymi, losy hotelu Waldschloss. Nieważne, że : " ale to już było i nie wróci więcej" - należy znać historię swojego miejsca na ziemi. Dziękuję Panie Józefie i pozdrawiam !
Rzeczywiście, jak na doktora, to błędy fatalnie wyglądają. Zwłaszcza te stylistyczne, ale sam tekst bardzo ciekawy. Szkoda tylko, że nie zamieszczono zdjęć tych budynków, w obecnym stanie. Rozumiem, że mogą różnić się od tego, co reprezentowały w czasach swojej świetności, tym niemniej, dobrze było by zobaczyć je w obecnym kształcie.
Tak lata" komuny" jeżeli chodzi o rozrywkę i lokale można by było książkę napisać.Bawili się prawie wszyscy za małe pieniądze.Do każdej restauracji wieczorem codziennie dobijał się tłum ludzi, brakowało miejsc.Jak by tak opowiedzieć człowiekowi z tzw zachodu nie uwierzyłby.Patrzę na dzisiejszą młodzież ona nie ma gdzie się wyszaleć, a my mieliśmy to za nieduże pieniądze.
Ciekawi mnie i to bardzo, co serwowano tzw. HOŁOCIE?
Bim-Bom to druga połowa lat 70-tych XXw. Wcześniej była tam niezapomniana NIEZAPOMINAJKA. Ech!! młodości, mogłabyś wrócić chociaż na chwilę.
eee tam centrala fajniejsza
W centrum istniała również" VINETA".
Jak zwykle super artykuł (walić błędy;) i super temat. Dzięki panie Józefie... A co do słynnych knajp, ja bym wymienił na pewno: Texas przy ul.Grottgera, Bim-Bom (kto pamięta hasło - Kto nie ma domu, ten idzie do Bim-Bomu;)oczywiście Hotelowa (siedziba cinkciarzy), Gryfia istniejąca do dzisiaj (do pana Plucińskiego - proszę o jakiś artykuł o pamiętnej strzelaninie z połowy lat osiemdziesiątych z użyciem Kałasznikowów!) Żeglarska (podobno często wymieniali w niej szyby w witrynie, bo bywało, że klienci wypadali przez nie na zewnątrz)... oj można by jeszcze dłuuugo wymieniać;)
do 147** Mnie intersuje dlatego tu zaglądam:)Pzdr!
Do 119 Dr. J P pisze skrótami czy tego nie rozumiesz (właściciele postępowali podobnie, położenie było podobne nad portem i wystrój podobny)to tak jak knajpy które opisuję czy to Mordownia na Warszowie czy bar TA JOJ - koło dużego kościoła. Wstąp a przekonasz się. Oryginalnie było w" sklepiku" u ciotki Miała tak około 120 kg. A wywieszka dużymi literami" U NAS ZA DARMO a malutkimi - nic nie dostaniesz".Odbiegał od tego CHIŃSKI PAWILON, ale był bardzo krótko ze względu na położenie, w środku parku. To historia folkloru miasta która odeszła w niepamięć.Kogo to teraz interesuje.
To zajebioza była..;-)
"była tamtejsza restauracja jedną z reprezentacyjnych lokali miasta", " miejscem położenia i w właścicielem nie różniły się", " uległy zmianie, gdy w po 1824 roku" i kilka jeszcze innych błędów.
Pierwsza powojenna knajpa roku 1946 to Demokratka róg Hołdu Pruskiego, właściciel Polkowski (budynek do dziś istnieje) na przeciwko hali gimnastycznej (Turn Hale).Sławne knajpy na ulicy Grunwaldzkiej Pod Jeleniem, czy sławna Pod Papugami róg Placu Wolności (prawdopodobnie Niemen o niej śpiewał) Na Władysława IV było około 100 budek z warzywami na wierzchu a pod spodem wódka Perła" tz. karbidówka" i bimber(nastawieni na handel z Rosjanami Widoczny na fotce Preussenhof gdzie Rosjanie urządzili Dom Floty z kinem za darmo, na przeciwko Sławna Europa gdzie Kapitan K... na koniu wjechał i poprosił o 100 (konie rosyjskie chodziły po mieście swobodnie i pasły się w parku a czasami na Placu Wolności) .To było Świnoujście po 45 roku praktycznie do 55 roku.To był dziki zachód.