Wiemy że wokół całej sytuacji krąży wiele legend, dlatego też przedstawiamy list, który otrzymaliśmy od pani Elżbiety i pana Andrzeja.
„Wera i jej rodzeństwo to szczenięta urodzone w naszym, tzn. moim i męża domu. Było ich sześcioro. Dwójka z nich została oddana do adopcji do domu pod Warszawą, mają świetny dom i rodzinę. Pozostała czwórka zuchów: Wera, Gringo, Keria i Nero. To były nasze ukochane szczeniaki, ale nasz dom nie był najlepszym z miejsc dla nich. Mieszkamy obecnie we wsi pod Sochaczewem. Efektem mojej pracy w szkole i tłumaczenia dzieciom i dorosłym, żeby nie krzywdzili zwierząt, było wrzucanie nam “niepotrzebnych” psów przez płot naszej posesji, przywiązywanie ich do bramy. Znacie to pewnie doskonale z reportaży i wiadomości. Nie potrafiliśmy ich wyrzucić. Z czasem uzbierała się nam spora gromadka. Staraliśmy się sterylizować sunie, ale nie jest to zabieg tani i wkrótce zabrakło nam środków na kolejne sterylizacje. Staraliśmy się pilnować suk w czasie rui, nie zawsze się to udawało i maluchy były właśnie wynikiem jednego z takich niepowodzeń. Razem z nimi było już 61 psów w domu. Kiedy więc pojawiła się możliwość adoptowania części psiaków dzięki opiece pewnej Fundacji, przystaliśmy na to. Oddaliśmy część psiaków bezpośrednio do domów stałych. Któregoś dnia dostaliśmy wiadomość, że dla naszych 7 psów jest miejsce w fantastycznym hoteliku w Świnoujściu ze wskazaniem na 4 szczeniaki plus 3 wybrane przez nas psy. W hoteliku tym psy miały być uczone chodzenia na smyczy ( nasze psy mają do dyspozycji spory, ogrodzony teren wokół domu, w związku z tym nie potrafiły chodzić na smyczy), socjalizowane itd. Ponieważ dotychczasowe adopcje były bardzo staranne, z bólem, ale oddaliśmy maluchy i 3 najłagodniejsze psy jako najbardziej zagrożone w tak dużym stadzie. Po oddaniu psa w zwyczaju jest informowanie o tym, jak przebiega aklimatyzacja w nowym miejscu, czy pies ma już nowy dom, jak się czuje. Najczęściej pojawiają się także zdjęcia. W przypadku tych 7 psów po pewnym czasie zaniepokoiła nas kompletna cisza i tylko zdawkowa informacja “Ma dom”. Zdajecie sobie Państwo sprawę, jak różne mogą być “psie domy”. Dopytywaliśmy długo, aż w pewnym momencie nasza koleżanka odkryła portal iświnoujście.pl, a w nim artykuły o naszej Werze i jej zdjęcia. Wprawdzie Wera jest już dorosłą sunią, ale nie zmieniły się znaki szczególne-biały krawat i koniuszek ogona, a także nie zmienił się jej oczy. Nie mieliśmy wątpliwości. Los Wery opisany w portalu nas zmroził. Nawiązaliśmy kontakt z redaktorem portalu, a z kolei on umożliwił nam kontakt z Panią, która karmiła Werę i oswajała ją. Postanowiliśmy podjąć próbę przywiezienia Wery do domu i udało się! W sobotę wyruszyłam z dwiema zaprzyjaźnionymi “psiarami” w trasę, ok. 15 byłyśmy na miejscu. Nasza Pani zaprowadziła nas do parku, tam usiłowałyśmy podać Werze środek uspokajający. Niestety, miałyśmy tylko tabletki, a sprytna sunia ani myślała je zjeść razem z podaną karmą. Dzięki pomocy zaprzyjaźnionego weterynarza udało się zdobyć ten sam środek, ale w żelu i po domieszaniu przepisanej przez Pana Doktora dawki do pokarmu, który przyniosła Pani, Werunia uspokoiła się, zaczęła przysypiać, dała sobie włożyć na szyję obroże i smycz, a także kaganiec na pyszczek, ponieważ nie byłyśmy pewne, jak zachowa się w samochodzie, którego przedtem wyraźnie bała się. Zaniosłyśmy ją do samochodu i żegnane bardzo serdecznie przez osoby interesujące się jej losem, wyruszyłyśmy w drogę do domu. O 10 rano w niedzielę dojechałyśmy do domu. Wera była w fatalnym stanie psychicznym. Była wprawdzie bardzo spokojna, ale bała się wyjść z samochodu, więc musieliśmy ją wnieść do domu. Teraz jest już trochę lepiej. Pomaleńku zaczyna się interesować światem, daje się przytulać i głaskać, nawet wczoraj wyszła do przedpokoju i wydaje nam się, że jakby zaczęła rozpoznawać dom. I przede wszystkim je. Pierwszego dnia nie tknęła jedzenia. Długa droga przed nami, zanim Wera wróci do bycia normalnym psem. Obawiamy się, że już nigdy po tym, co przeżyła, nie będzie psem radosnym, ale żyje i to dzięki Wam, ludzie o wielkich sercach. Oboje chcemy podziękować wszystkim ludziom, którzy karmili Werę i pomogli przetrwać tę zimę. Dziękujemy naszej kochanej pani i jej wspaniałej mamie, której karmiły Werę w parku, spacerowały z nią i oswajały. Dzięki nim udało się Werę przywieść do domu. I paniom, które z okien swoich domów pilnowały, by nikt nie zrobił krzywdy bezdomnemu psu. I panu doktorowi. Dzięki wam Wera już nigdy nie będzie bezdomna, a nam świat pojaśniał dzięki waszej dobroci. Kiedy Wera dojdzie trochę do siebie, obiecujemy przesłać jej zdjęcia, żebyście widzieli jak wygląda i jak się czuje.”
kochany psiunio Supwe ze bedzie miała dobrze...:) i to jest prawda jak nizej napisane...A MIEJSCOWYM INSTYTUCJOM NIE JEST WSTYD ŻE PRZEZ KILKANAŚCIE MIESIĘCY BYCZYŁY SIĘ ??
oj jak to dobrze że jeszcze są tacy ludzie na tym świecie, bardzo dziękuję za informację o losie Wery
Gość • Sobota [24.07.2010, 08:42] • [IP: 92.42.112.***] : POPIERAM TEGO GOSCIA W 100 % !!
To trzeba przyjechać aż z Sochaczewa żeby się zając należycie psem ?? zimą pies przymarzał do ziemi na wydmach a latem koczował w parku !! dobrze że jego opiekunowie nie mieszkają w New York ??!! A MIEJSCOWYM INSTYTUCJOM NIE JEST WSTYD ŻE PRZEZ KILKANAŚCIE MIESIĘCY BYCZYŁY SIĘ ??
Życzę wszystkiego co najlepsze - przywracacie wiarę w człowieka.Powodzenia, wytrwałości i pozdrowienia.