Dr Józef Pluciński • Poniedziałek [08.03.2010, 06:33:52] • Świnoujście
Nieco o śledziu
Bohater naszej opowieści(fot. Sławomir Ryfczyński
)
Ta skromna, nikczemnej postury rybka, zaliczana jest do najważniejszych, żyjących w Bałtyku, gatunków. Śledzie są również rozpowszechnione w innych morza świata. Różnią się tylko wielkością, zawartością tłuszczu i naturalnie, po przyprawieniu, smakiem. Nie wątpię, że fachowcy – ichtiolodzy, tych różnic potrafią znaleźć więcej.
Śledź bałtycki, to niestety obecnie raczej ryba chuda i niezbyt wielka, w porównaniu do swych pobratymców z Morza Północnego. Choć tak skromna, w dziejach Pomorza odegrała rolę wyjątkową. Była ważnym faktorem rozwoju gospodarczego, żywiła i bogaciła. We wczesnym średniowieczu, głównym ośrodkiem połowu śledzi na Bałtyku była wyspa Rugia, a tamtejsi rybacy mieli swoisty monopol na połowy w zachodniej części Bałtyku. Obcy, chcący łowić na niezwykle bogatych tamtejszych łowiskach, musieli wnosić opłatę. Oprócz Rugijczyków śledzie poławiali tez mieszkańcy innych rejonów wybrzeża. Ich śledzie przybrzeżne, były jednakowoż znacznie gorsze od rugijskich. Główne nasilenie połowów przypadało na miesiące luty-kwiecień oraz sierpień-wrzesień, gdy u wybrzeży pojawiały się wielkie ich ławice. Tym rytmem też żyli rybacy zamieszkujący w tamtych czasach uznamskie i wolińskie wybrzeże.
Pierwsze wiadomości o połowach tej ryby przy pomorskim brzegu, zawdzięczamy zakonnikowi Herbordowi, który towarzysząc biskupowi Ottonowi z Bambergu, w jego pierwszej misyjnej podróży na pogańskie Pomorze w 1124 roku. Tak z zachwytem opisywał on wielkie, miejscowe bogactwo, jakie stanowiły te ryby: „Za jednego denara – pisał – można dostać tu pełną taczkę świeżych, tłustych śledzi” I nie była ta relacja zakonnego braciszka, ni na jotę przesadzona. W czystych naówczas, a nie przełowionych wodach Bałtyku, występował on w niezwykłej obfitości. Handel nim, stał się podstawą rozwoju wielu nadmorskich miast, że wspomnę Kołobrzeg, Lubekę czy miasta południowej Szwecji. Dopiero w II połowie XVI wieku śledź na zachodnim Bałtyku zaniknął, przeniósł się na Morze Północne. Stało się to faktycznie przyczyną upadku gospodarczego pomorskich miast i zubożenia tysięcy ludzi.
Wracajmy jednakowoż na nasz teren. Odławiany wówczas Pomorski śledź, stanowił nie tylko podstawę miejscowego menu, ale był rozprowadzany po dalekich nieraz krainach. I tak, złowiony po wschodniej stronie wyspy Uznam, wędrował m.in. aż w okolice Wrocławia, dokąd transportowali go własnym statkiem odrzańskim braciszkowie z jednego z tamtejszych klasztorów. Zakonnicy i ich statek każdego roku zwalniani byli przez książąt pomorskich, z obowiązku opłacenia ceł. Pierwszą udokumentowaną próbą regulowania sprawy połowów śledzi w rejonie wyspy Wolin i Kamienia, stanowił przywilej księcia pomorskiego Barnima I dla Kamienia, z 1274 r. Zwalniał on rybaków łowiących na wodach, będących własnością miasta, od opłat na rzecz księcia. Wprowadzał też swoiste rozgraniczenie wód u ujścia Dziwny, na rzece Pianie i Zalewie Kamieńskim.
Śledź, jako się rzekło, w pewnym sensie dyktował w naszym rejonie rytm życia, decydował o nędzy lub zamożności miejscowej ludności. Już w okresie zimy i przedwiośnia przygotowywane i naprawiane były sieci śledziowe. Rozstawiali je wiosną, kiedy na tarło na Greifswalder Boden i wzdłuż wybrzeża Uznamu, aż do ujścia Świny, ciągnęły ławice śledzi,. Były to sieci z oczkami o prześwicie 20-24 mm. Pionowo w toni, rozpinały je na górze korkowe pływaki a na dole obciążające je ołowiane „koraliki” .Całą sieć utrzymywały na obu końcach ciężkie kotwice. Gdy zaś śledzie znalazły się na nabrzeżu, całe rodziny od starców do dzieci, wydobywały je z sieci, tak, aby żadna sztuka nie została zmarnowana.
Po połowie, pocz. XX w.(fot. Archiwum autora
)
Dla potrzeb transportu śledzi wytyczano i utrzymywano drogi, organizowano składy soli i lodu niezbędnych do ich przechowywania. By zagospodarować dane przez morze bogactwo, miejscowi rybacy nauczyli się też konserwować i odpowiednio przetwarzać śledzie.
Od czasów średniowiecza podstawowym środkiem konserwującym ryby i mięso była sól. Już wtedy zaobserwowano bowiem, że duża koncentracja soli powstrzymuje proces psucia się, a dziś wiemy, że zapobiega rozwojowi szkodliwych mikroorganizmów. Stosowano wówczas, a chyba i dzisiaj, dwa sposoby solenia. Prostszy, polegający na zasypaniu ryb solą, no i drugi, przez przetrzymywanie śledzi w solance. Była to metoda bardziej wyrafinowana, stosowana przy produkcji śledzia solonego, produktu o dużej trwałości i wysokich walorach smakowych. Już od wieków średnich, ten rodzaj solenia wykonywali wtajemniczeni w arkana tej sztuki, zrzeszeni w we własnym cechu solarze, albo inaczej nazywani śledziennicy. Mieli oni naturalnie swoje, skrzętnie strzeżone metody solenia ryby tak, by miała ona ten jeden, jedyny niepowtarzalny smak.
Solarz, śledziennikiem także zwany, w wyobrażeniu rysownika z XVI w.(fot. Archiwum autora
)
W najprostszym wydaniu sprawa wyglądała tak, że śledzie były początkowo wymieszane z niewielką ilością soli w drewnianej beczce i leżakowały tam 1 do 2 dni. Po owym czasie zalewane były solanką, której stężenie i dodatki smakowe, oczywiście były tajemnicą mistrza solarza. Beczułka z tą zawartością, przechowywana była w chłodnym miejscu, gdzie dojrzewała również pod troskliwą kontrolą mistrza. Po około 6-ciu tygodniach solony śledź był gotów !
Absolutnie zasadniczą rolę spełniała w tym procesie sól. Była ona też od czasów wczesnego średniowiecza, towarem niezwykle poszukiwanym. Nie bez kozery skarbiec królów polskich, opierał się na wydobyciu soli w kopalniach Bochni i Wieliczki, a Kołobrzeg swą potęgę i bogactwo, w dużej mierze zawdzięczał tamtejszym warzelniom soli. W najbliższym nam regionie, handel i dystrybucja soli była także przedmiotem specjalnych przywilejów, oraz monopolu książęcego, a potem królów pruskich. W nabrzeżnych wioskach rybackich na Uznamie, sól przechowywano w specjalnie budowanych z cegły i szachulca szopkach solnych, stojących na wydmach. Większość z nich została zmieciona przez wyjątkowo silne sztormy w latach 1872 i 1874. Niektóre, odbudowane, służyły następnie jako pomieszczenia na narzędzia i sprzęt rybacki. Można je jeszcze spotkać w Zempinie. Tu dodam, że sól obłożona była wysokim podatkiem przez państwo i dopiero w 1820 roku w wyniku starań pastora Hartwiga z Liepe na Uznamie, miejscowi rybacy zostali z niego zwolnieni. Także w Świnoujściu w końcu XVIII w., tam, gdzie dzisiaj stacjonują okręty Straży Granicznej, wzniesione zostały dwa spichlerze solne, a rozdziału i sprzedaży soli dokonywał tzw. inspektor solny. Dostarczana tu sól pochodziła głównie z Inowrocławia.
Magazyny solne w Świnoujściu, koniec XIX w. Fragment panoramy miasta z Muzeum Rybołówstwa w Świnoujściu. (fot. Archiwum autora
)
Pokrótce jeszcze o tym, że śledzie tak jak inne ryby, od stuleci były też wędzone. Oczyszczone i posolone śledziki, nadziane na metalowych prętach, do 30 sztuk na jednym, wędzono w temperaturze 60 – 90 ° w dymie z drewna odpowiednich gatunków. Zwykle było to drewno bukowe, a w ostatniej fazie wędzenia, czasami też olcha. Te sprawy były również zawodową tajemnicą każdego niemal wędzarza. Trzeba też wiedzieć, że małe wędzarnie znajdowały się niegdyś niemal w każdym przydomowym ogródku.
Rybołówstwo śledziowe, jako się rzekło, z czasem straciło na znaczeniu. Śledź bałtycki nie wytrzymywał bowiem konkurencji ze znacznie tłustszym i większym pobratymcem holenderskim czy szetlandzkim, które to wypierały z rynku chudego pomorskiego kuzyna. Dla miejscowej ludności pozostawał on jednak nadal, wraz z ziemniakiem podstawową pozycję w codziennym wyżywieniu. Świeży, solony, wędzony, podawany na przeróżne sposoby, ratował nieraz bardzo biednych mieszkańców tych piaszczystych rejonów od głodowej śmierci. Nazywano go też „chlebem morza”, szanowano, nawet legendy układano. Pobliski Heringsdorf swą nazwę stworowi temu swą nazwę i herb zawdzięcza. Theodor Fontane, znany niemiecki pisarz, związany także ze Świnoujściem, w swej autobiograficznej powieści przytoczył również zabawną historyjkę o miejscowym notablu, senatorze Krause, kupcu i armatorze, nazywanym „Królem Świnoujścia”. Na przyjęciach w jego domu, daniem głównym pozostawał zawsze śledź solony i ziemniaki. Jego zdaniem dla Pomorzanina, lepszy przysmak nie istniał. Współcześni mu jednak twierdzili, iż był to raczej przejaw wyjątkowego skąpstwa, które zresztą legło u podstaw jego fortuny.
Gdy zaś Świnoujście stało się modnym kurortem, poczciwy śledź utrzymywał nadal swoja pozycję. Przybywający tu letnicy, całkiem nieźle płacili za tę rybkę serwowaną im w każdej postaci. Była ona zawsze świeża i smakowita, nabywana zwykle na targu rybnym. Mieścił się on na Wybrzeżu Władysława IV między dawnym Domem Rybaka a ulicą Marynarzy.
Targ rybny na Wybrzeżu Władysława IV, pocz. XX w. (fot. Archiwum autora
)
Także w minionym 60-leciu, nasz przybrzeżny śledź chudzina, jakoś się wybronił. Chociaż daleko mu do holenderskich matiesów, zapewnia jednak w dalszym ciągu całkiem godziwe życie, kolejnej już generacji naszych przybrzeżnych „oraczy morza”, świnoujskich, karsiborskich czy międzyzdrojskich rybaków.
Hajda na śledzia !(fot. Sławomir Ryfczyński
)
źródło: www.iswinoujscie.pl
Tak, w Swinoujsciu powinien byc przemysl przetworstwa rybnego jak byla PPDiUR ODRA. Moze bez polowow dalekomorskich.
Smakosze śledzika obejdą sie smakiem, zakaz jest zakaz i nie bedzie śledzia. Nic tylko podziekować ministerstwu.
Tak prawdę mówiąc, to tutaj nawet nie ma wędzarni takiej z prawdziwego zdarzenia.
swinoujscie bez sledzia hanba i wstyd
takie targi są w śródziemnomorskich czy azjatyckich krajach w naszym morzy najzimniejszym na świecie nie ma takich dobrości - żal.pl
Sam Sledz jestes
Nie kolego. Główną atrakcją w Świnoujściu ma być gazoport a nie jakiś targ rybny.
Takie sezonowe targi rybne to byłaby świetna atrakcja turystyczna !!
oj oj niema to jak wedzony sledzik a jak wiadomo sledzik lubi plywac ;) wspominam dobre czasy
...do goscia niżej.ja znam trochę inną wersję tej mądrości:)...jak zwykle pozdrawiam Pana Plucińskiego!
Na poprawę bytu w Świnoujściu jest najlepszy pieprz i śledz.Więc PIEPRZ PIS a ŚLEDZ SLD.To lekarstwo na wybory.Jak to zrobią mieszkańcy będzie lepiej! ! !
kolejny cud TUSKA pierwszy raz w historii nie będzie można łapać śledzia
prawda jest ponura, to dzieki nieznajomosci problemu przez naszych urzedników z ministerstwa rolnictwa pozwolono na połowy skromnego limitu sledzia na zachodnim bałtyku w systemie olimpijskim dla wszystkich jednostek z całego wybrzeza nie zastanawiajac sie jakie szanse ma dwu osobowa otwarta łódź rybacka znacznie ograniczona możliwościami połowowymi i dzielnością morską w starciu ze statkami rybackimi o długosci ponad 20m które to już w zeszłym roku przełowiły limit o ok 1000t-i nie ma winnych a urzednicy wtedy nie potrafili doliczyc sie przełapywanego limitu o 1000t !! -a dzis przy odłapaniu 80% limitu ogłasza sie zakaz połowów!! ta arogancja ministerstwa i dbałosc o interesy wązkiej grupy bogatych armatorów doprowadzi do śmierci małych łodzi zachodniego wybrzeza które są najbardziej ekologiczne, selektywne i niezagrazające żadnej populacji ryb ze wzgledu na wielkie ograniczenia w fizycznych możliwościach polowowych, to wielki skandal gdy unia wrecz promuje drobne rybactwo a u nas sie je morduje !!
A ja jestem uczulony na śledzia :/ ale uwielbiam go.
Piękna gawęda. czymże byłoby Świnoujście bez chyba najbardziej typowego dla tego miasta symbolu wiosny, czyli czerwonych chorągiewek na stojerach manc śledziowych? Szkoda, że w tym roku chyba nie dany będzie nam te widok. Tu jeszcze warto podkreślić, że do dziś, śledzi to 90% masy połowów świnoujskich rybaków. To co złowią wiosną praktycznie musi utrzymać ich przez cały rok. Warto też pamiętać, że chyba największy polski szantymen i" bard morza" - Jurek Porębski za czasów bycia naukowcem właśnie badaniu lokalnego śledzia, a zwłaszcza kluczowego dla niego tarła, poświecił dużą cześć swej kariery naukowej. Tworząc przy tym praktycznie od podstaw, uznaną na świecie grupę badaczy tutejszych śledzi. Przy czym tutejsze śledzi, to śledzi idące tu na tarło z Skagerraku, Kattegatu i całego Bałtyku Zachodniego. Największe i najtłuściejsze idą na tarło jako pierwsze - w kwietniu, a czasem już w marcu. Nie ma wspanialszego smaku wiosny w Świnoujściu, niż taki tłuściutki śledź prosto z patelni...