Dr Józef Pluciński • Poniedziałek [18.01.2010, 02:17:52] • Świnoujście
Ratuszowy zegar, czyli „ każdy dobry uczynek musi być ukarany”
Ratuszowa wieżyczka z opisywanym zegarem, 1995. (fot. Archiwum autora
)
Przed kilku dniami pisałem o „czasowo upadłej” metalowej chorągiewce z ratuszowej wieżyczki, którą szanowni czytelnicy nawet sympatycznie przyjęli. Zachęciło mnie do kontynuowania ratuszowego tematu, również związanego z wieżyczką.
Przed wiekami, zegar na budynku był nie tylko przyrządem do odmierzania czasu, ale też symbolem znaczenia i zamożności miasta lub właściciela budowli. W Świnoujściu, mieście od zarania swych dziejów portowym, a zatem nie całkiem biednym, istniało dawniej kilka zegarów wieżowych, które odmierzały pracowicie czas, wybijały kwadranse i godziny. Zegary takie zdobiły wieże ratusza miejskiego, kościołów Chrystusa Króla i Marcina Lutra oraz Kapitanatu Portu. Mniejsze, wskazujące tylko godziny, znajdowały się na budynku poczty i naturalnie na ówczesnym dworcu głównym przy ulicy Grunwaldzkiej.
Pierwsza wieżowa machina do odmierzania czasu w Świnoujściu, a jednocześnie pierwsza na całej wyspie Uznam, zainstalowana została na wieżyczce ratusza miejskiego. Jak do tego doszło ?
Wzniesiony w latach 1804 – 1806 ratusz nie był obiektem zbyt okazałym. Mizerna ta, oszczędnościowa budowla, nie posiadała wówczas nawet wieży, o zegarze nie wspominając, co dla ojców miasta było dotkliwą bolączką. A gdy jeszcze przybywać zaczęli kuracyjni gości z Berlina, wyobrazić sobie można, jak cierpiała ambicja członków magistratu słyszących: „Cóż to za miasto bez zegara. U nas w Berlinie...itd.” Jako mieszkańcy kurortu goszczącego stołecznych gości, znamy to, tyle że w wersji „ U nas w Warszawie ...”
Wracajmy jednak do tematu. Bawiący w Świnoujściu w 1836 roku berliński bankier Izaak Schönlank, zachwycony urodą miejsca, w którym przebywał całkowicie bezinteresownie, ofiarował miastu niebanalną wówczas kwotę 100 talarów, na zbudowanie na ratuszu, wieżowego zegara z prawdziwego zdarzenie. Uradowany tym, ówczesny burmistrz Kirstein przyobiecał ofiarodawcy że: „ imię jego złotymi literami zostanie zapisane na zegarze” i jednocześnie nakazał budowę ratuszowej wieżyczki, która byłaby godną nowego czasomierza.
Burmistrz Świnoujścia Kirstein, ryc. 1837 r.(fot. Archiwum autora
)
Wieżyczkę wznoszono miejscowymi siłami i w 1839 roku była ona gotowa na przyjęcie zegara. Jego zamówieniem zajął się berliński sponsor. Zlecenie ulokował on u sławnego zegarmistrza królewskiego dworu Ernesta Mollingera w Berlinie. Jego wyroby słynęły ze znakomitej jakości i trwałości, ale też i cen niezbyt umiarkowanych. Najprostszy mechanizm wieżowego czasomierza, kosztował 130 talarów. Pokazywał on czas i wydzwaniał tylko pełne godziny. Wersja bardziej wyrafinowana, kosztowała o 50 talarów więcej. Bankier – fundator obstalował wariant kosztowniejszy, ale wpłacił tylko 130 talarów. Brakującą pozostałość, musiały pokryć władze miasta. Nie przejawiały one w tym względzie nadmiernego entuzjazmu, ale sprawa była już nagłośniona przez berlińską prasę, a przyjezdni berlińczycy dopytywali się o to, kiedy nowy zegar znajdzie się wreszcie na wieży ratusza. Ponieważ kasa była pusta, musieli rajcowie przeprowadzić osobiście zbiórkę publiczną, która dała zaledwie 42 talary. Coś tam dołożono z kasy miejskiej i berliński mistrz otrzymał żądaną kwotę. Po przeróżnych perypetiach, zegar zainstalowany został na wieżyczce, 2 lipca 1839 roku i rozpoczął swój pracowity chód.
Budynek ratusza wg ryciny z 1843 r. (fot. Archiwum autora
)
Prawdę mówiąc, sprawie tej towarzyszył jednak pewien niesmak. Nie tylko, że imienia sponsora na zegarze nikt nie zapisał, to nawet mu nie podziękowano. Co więcej, miasto miało do niego jeszcze pretensje o to, że zmuszone było do wydatkowania pewnych kwot na montaż i transport zegara. Można tylko zgadywać, jakie myśli biegały po bankierskiej głowie na owe dictum. Wybornie pasuje do tej sytuacji pewna złota myśl, chińskiego ponoć pochodzenia, że „Każdy dobry uczynek musi być ukarany”. Z takim chyba gorzkim przekonaniem obrażony bankier wyjechał. W miesiąc potem do magistratu wpłynął list od firmy bankierskiej „S.Schönlank i Syn” żądający umieszczenia na tarczach zegarowych, zgodnie z obietnicą burmistrza, nazwiska fundatora. Nadawca stwierdzał przy tym, że nie zależy mu co prawda na pustej sławie, ale o ile życzenie nie zostanie spełnione, sprawiedliwości i odszkodowania szukał będzie przed sądem. Reakcja władz miasta była nad wyraz oryginalna. Otóż, aby mieć święty spokój, burmistrz zaproponował oddanie bezczelnemu bankierowi wyłożonych przezeń 130 talarów. Aliści rajcowie wykazali znacznie więcej rozsądku. Chytrze uzależnili oni spełnienie burmistrzowskiej obietnicy, od pokrycia pełnych kosztów instalowania zegara, które wyliczone zostały na 315 talarów. Propozycję tę wysłano do żądnych chwały berlińskich bankierów. Odpowiedź nie nadeszła nigdy. No a co z zegarem ? Po roku rajcowie stwierdzili, że zegar za słabo bije i jęli rozglądać się za nowym sponsorem, na koszt którego ową przypadłość zamierzali usunąć. Oczywiście, tym razem już takowego nie znaleźli. Z czasem przyzwyczajono się chyba do drobnych niedoskonałości mechanizmu, akceptując słabe jakoby bicie i kapryśny chód.
Świnoujski ratusz widziany okiem artysty malarza Feiningera, pocz. XX w.(fot. Archiwum
)
Z upływem lat, przybyło miastu kilka innych czasomierzy, przebijających się nawzajem nocną lub wieczorową porą. Lata ostatniej wojennej zawieruchy i powojenne dewastacje, oszczędziły jedynie ten najstarszy, z ratusza. Łańcuszek ludzi dobrej woli ocalił go też od złomowania, a nawet na kilka lat puszczono go w ruch dzięki zabiegom ówczesnego sekretarza miasta, pana Stanisława Niśkiewicza. Kiepsko, ze względu na konieczność dorabiania części, ale chodził. Gdy zaś przyszedł czas, że ze względów technicznych trzeba było go zdjąć z wieżyczki, wstawiony został do gablotki i jako szacowny zabytek stanowił chlubę wystawy o dziejach miasta, w budynku, który niegdyś zdobił.
Budynek ratusza w 1965 r. (fot. Archiwum
)
Nie do pomyślenia jednakowoż była pusta, pozbawiona zegara wieżyczka z gołymi tarczami. Zainstalowanie zegarowego ducha, zostało zlecone rzetelnej i niezbyt drogiej firmie, mistrza Jana Kalkowskiego z Rybnika. Podjął się on zainstalowania nowoczesnego, o napędzie elektrycznym, długowiecznego i dokładnego mechanizmu, wskazującego czas na dwóch podświetlonych tarczach. Pieniędzy na to nie było, nie było też szans na dotację urzędową. Pomocy udzieliło nadspodziewanie duże grono ludzi, serdecznie z miastem i muzeum związanych. Niezbędne dla zbudowania zegara środki, udało się stosunkowo szybko zgromadzić na zasadzie zbiórki, autentycznie społecznej. Na specjalne, celowe konto muzeum, wpływały kwoty raz mniejsze raz większe, od osób prywatnych, rzadziej od instytucji. A obok nich byli jeszcze zaprzyjaźnieni z nami sąsiedzi handlowcy, rzemieślnicy, pracownicy kultury, w tym także pracownicy muzeum, nie rozpieszczani wszak pensjami. Nie zabrakło też wsparcia ze strony byłych mieszkańców niemieckiego niegdyś Świnoujścia, którzy potrafili miłość do miasta swej młodości i dzieciństwa, tak właśnie zamanifestować. Przy takim spontanicznym poparciu to musiało zakończyć się sukcesem. Po kilkunastu dniach pracy, w listopadzie 1996 roku, zegar na ratuszu ponownie począł odmierzać czas !
Powodzenie zachęcało do dalszych działań. Tym bardziej, że sprawa okazała się być wiarygodną. Dzieło aż się prosiło o rozwinięcie i wyposażenie zegara w mechanizm bicia godzin, oraz carillon wygrywający muzyczny motyw. Po zwykłych w takich przypadkach perypetiach i podchodach, cel został wreszcie osiągnięty. W okresie obchodów Dni Morza, 24 czerwca 1999 roku, tuż po zakończeniu Mszy Świętej przy pomniku „Tym którzy nie powrócili z morza”, z ratuszowej wieżyczki zabrzmiało 7 uderzeń dzwonu, oznaczające godzinę 19 – tą i zabrzmiały dźwięki motywu muzycznego, kompozycji Feliksa Nowowiejskiego, „Hymn do Bałtyku”. Motyw stanowi podkład muzyczny do słów: „I póki kropla jest w Bałtyku, polskim morzem będziesz ty...”. Brzmi on od tamtego momentu, nad miastem i portem, każdego ranka na podniesienie bandery, w południe do wtóru wybijanym przez okrętowe dzwony „szklankom”, wieczorem na pożegnanie dnia i opuszczenie bandery na pobliskich okrętach. Co zaś wiązało Feliksa Nowowiejskiego ze Świnoujściem, opowiem przy okazji.
Ratuszowa wieżyczka z zegarem, 2008.(fot. Sławomir Ryfczyński
)
źródło: www.iswinoujscie.pl
No ale z tyłu budynku-jeszcze nie tak dawno były jakieś pomieszczenia(teraz jest to zagospodarowane i stoi tam pomnik) onegdaj było tam jakby wzniesienie i coś pokroju bunkra z czasem zasypanego.Wiem bo sam tam za dzieciaka właziłem.
p.Stanisław Niskiewicz napewno był Sekretarzem MRN, Kierownikiem Wydziału Kultury, Dyrektorem Biblioteki, Komendantem ZHP a przede wszystkim uczciwym, sympatycznym i życzliwym człowiekiem.
Teraz ten zacny kogut, budzi mieszkańców z okolic Wydrzan.
Podobno dawno temu, , kiedy Swinoujscie bylo malym miastem(jak mawia prezydent), a na wiezy ratusza nie bylo zegara, nastanie nowego dnia oznajmial, mieszkancom kogut.Kogut ktory biegal po balkonie wiezy i o swicie donosnie pial na cale miasto, budzac mieszkancow ze snu...Ale to bylo dawno temu, jak Swinoujscie bylo malym miastem. ..
Do Czytelnika IP 115 w sprawie tunelu. W tym budynku były przeróżne urzędy i instytucje, w tym nawet sąd i kryminał, ale nigdy żadnego wejscia do tunelu. Nie ma tam nawet piwnic. By zainstalować piec centralnego ogrzewania wykopywano tam przed około 80 laty specjalnie małą piwniczna wnekę. Innym czytelnikom dziękuje za zainteresowanie. Pozdrawiam. J.P.
Panie Józefie bardzo lubię czytać pana artykuł gdyż zawsze dowiem się czegoś nowego o mieście, w związku z tym tematem mam takie pytanie związane z owym budynkiem a konkretnie z tunelem do którego się znajduje w nim wejście (być może jest zalany, zasypany, zamurowany lub nie istnieje) , czy istnieją jakieś przesłanki które mogły by w skazywać że istnieje ?
Z WIELKĄ PRZYJEMNOŚCIĄ CZYTAM ARTYKUŁY PANA PLUCIŃSKIEGO.
Miło poczytać! Bardzo miło!
Panie Plucinski a moze napisze pan o historii okradania muzeum / na zdjeciu / przez dyrektora ? Cos o historii podpalenia muzeum dla zatarcia sladow ?Chetnie sie dowiemy ?
Panie Józefie proszę coś napisać o bylej społemowskiej rzezni na ulicy Kołłątaja.
Panie Dr a ja mam pytanie w sprawie cór Koryntu w tym mieście, zapewne historia jest równie bogata w tej kwestii.
Serdecznie pozdrawiam pana, jest pan historykiem z duszą a to w dzisiejszych czasach wielka rzecz
Panie Pluciński ! Pan jesteś kochany człowiek !!
hahahahahahaha
A ja mam pytanie z innej beczki:)..będąc dzisiaj przy wiatraku, przypomniałam sobie, źe obok parkingu, dobre parenaście lat temu stał piętrowy budynek..ktos tam pomieszkiwał i hodował konie..później opuszczony popadł w ruinę.Jako dziecko biegałam tam po piętrze i rysowałam serducha przebite strzałą..I nawet nie wiem kiedy budynek rozebrano...ja o nim zapomniałam,. aż do dzisiaj...
Super historia - pamiętam jak ze stojącego okrętu chyba ORP Poznan oswietlano zegar podczas wygrywania melodii i caly tlum sluchal pierwszych dzwiekow zegara a pozniej po tym wszystkim byly cudowne fajerwerki -
A jak o zegarze pan doktor pisze, to może coś o portowym wskaźniku czasu, który znajdował się koło Kapitanatu Portu, albo o wierzy ciśnień, która stoi nieopodal.Pozdro.
Do pana IP 100*** Obydwaj mamy rację bowiem pan Stanisław Niskiewicz w swej karierze był poza innymi funkcjami, sekretarzem Prezydium MRN w Świnoujsciu. Pozdrawiam, dziękuje za uważne czytanie. J.P.
Panie Józefie Pan Niśkiewicz był wiceprezydentem a nie sekretarzem. Pozdrawiam
Coz tu komentowac?Wypada tylko pozdrowic pana doktora Plucinskiego i podziekowac za kolejna odkryta kartke z historii Swinoujscia !.