W miarę rozrostu garnizonu istniejące pomieszczenia były zbyt szczupłe, stąd też przed wybuchem I wojny w 1912 r. podjęto budowę nowego lazaretu, dostosowanego do zwiększonych potrzeb.
Dawny lazaret wojskowy, obecnie Szpital Miejski.(fot. Sławomir Ryfczyński )
W Świnoujściu po zakończeniu II wojny światowe, zajęty przez Armię Czerwoną szpital nie był to jedynym. Ale na początek, jak zawsze nieco historii. Ze względu na garnizonowy charakter miasta, już w końcu XIX w. istniał tu lazaret wojskowy. Znajdował się on pierwotnie przy obecnej ulicy Piastowskiej, prawie naprzeciw kościoła katolickiego, w miejscu gdzie znajdują się zabudowania Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego.
W miarę rozrostu garnizonu istniejące pomieszczenia były zbyt szczupłe, stąd też przed wybuchem I wojny w 1912 r. podjęto budowę nowego lazaretu, dostosowanego do zwiększonych potrzeb.
Pacjenci i pielęgniarki lazaretu z czasów I wojny światowej(fot. Archiwum autora )
Ze względu na prowadzoną wojnę jego budowę zawieszano i dopiero około 1920 r. oddano go całkowicie do użytku. Było niestety niezmiernie trudno dotrzeć do informacji o działalności lazaretu w okresie między dwoma wojnami. Jak na lazaret była to jednak pełnowartościowa placówka medyczna z doskonale wyposażonym oddziałem chirurgii, i interny, salą operacyjną i całkiem niezłą obsadą składającą się z lekarzy wojskowych. W latach II wojny był on naturalnie intensywnie eksploatowany przyjmując setki rannych i chorych marynarzy i żołnierzy szczególnie od czasu, gdy miasto znalazło się w zasięgu działań wojennych.
Po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną, decyzją sowieckiego komendanta wojskowego, od maja 1945 r. lazaret był miejscem gdzie pozostali w mieście Niemcy mogli się leczyć. Kierującym szpitalem był lekarz nazwiskiem Feige. Ponadto znajdował się tu jeszcze jeden lekarz mianowicie dr Hartwig. Szczątkowy, kilkuosobowy personel, stanowiło też kilka niemieckich pielęgniarek. Szpital od czerwca 1945 r. podlegał administracyjnie powołanemu przez Rosjan zarządowi miasta.
Gdy w październiku 1945 r., na mocy Układu Poczdamskiego miasto oficjalnie przejęte zostało przez przedstawicieli rządu polskiego, ta właśnie placówka, wraz z niemieckim personelem przekazana została Pełnomocnikowi Rządu RP na obwód Uznam-Wolin. Szpital ten uzyskał status polskiego Szpitala Powiatowego mimo całkowitego wówczas braku polskiego personelu lekarskiego i pielęgniarskiego. Przez kilka miesięcy kierownictwo placówki powierzane było dość przypadkowym osobom nie zawsze posiadających odpowiednich kwalifikacje. Najwyższą fachowością mógł się wykazać felczer wojskowy, w związku z tym, że po wejściu do miasta polskiego garnizonu MW w szpitalu wydzielono mały pawilon na wojskową izbę chorych. Szpital zatem, jak to oceniały ówczesne władze polskie, swojej roli nie spełniał. Przeciętnie znajdowało się w nim od 6 do 12 chorych przy prawie identycznej liczbie personelu. Nagminnie tez brakowało leków środków opatrunkowych, instrumentów ale też opału, wody, energii elektrycznej.
W początkach 1946 roku w mieście osiedlił się pierwszy polski lekarz, osadnik wojskowy dr Paciorkiewicz, którego córka była pielęgniarką. Na polecenie polskich władz, krótko kierował on szpitalem, ale później organizował na ulicy Hołdu Pruskiego w jednym z mieszkań punkt sanitarny PCK z 10 łóżkami. W dalszym ciągu brakowało zatem kandydata dla objęcia kierownictwa polskiego, przynajmniej z nazwy, szpitala. Dopiero jesienią 1946 r. kierownictwo szpitala objął przybyły do Świnoujścia lekarz dr Świtłyk, mający opinię dobrego organizatora i pracowitego człowieka. Stanęło przed nim niewiarygodnie trudne zadanie. Jeszcze przed nastaniem zimy należało załatwić tak prozaiczne sprawy, jak oszklenie okien, zdobycie opału, chociażby w podstawowym zakresie dokonanie remontu wnętrz i dachów. W dalszej perspektywie było urządzenie sali operacyjnej, porodowej, pralni, komory dezynfekcyjnej, zorganizowanie najważniejszych oddziałów i wyposażenie szpitala w instrumenty i narzędzia lekarskie.
Już w 1947 roku powstały oddziały chirurgiczny, ginekologiczny, pediatryczny i zakaźny. W dwóch barakach na terenie szpitala istniał nadto wojskowy lazaret dla 30 chorych oraz oddział dla chorych wenerycznie. Tych zaś w garnizonowym mieście po wojnie, nie brakowało. W kolejnych 2-ch latach do szpitala doprowadzony został prąd i zorganizowano własny agregat prądotwórczy, utworzono salę dla noworodków a nadto zakupione zostały dwie krowy, by leczone dzieci mogły otrzymywać zdrowe mleko. Szpital posiadał poza tym hodowlę świnek i konia dla celów transportowych. Istotnym osiągnięciem było zdobycie w 1949 r. aparatu rentgenowskiego, wówczas jedynego w powiecie.
Przez czas dłuższy, bardzo poważnym problemem była obsada lekarska. Poza wymienionymi dr Paciorkiewiczem i Świtłykiem innych lekarzy w mieście nie było. Niemieccy lekarze opuścili miasto w II połowie 1946 r. Nieco lepiej było z pielęgniarkami. Już w 1946 r. pojawiły się w masie osadników pierwsze polskie pielęgniarki, które znalazły zatrudnienie w szpitalu. Nadal jednak tak w szpitalu, jak i w powiatowym ośrodku zdrowia były zatrudnione niemieckie pielęgniarki. Zostało to nawet negatywnie ocenione przez przedstawicielkę wydziału zdrowia Urzędu Wojewódzkiego wizytująca w grudniu 1946 r. świnoujskie placówki służby zdrowia.
Poczynione przez dr Świtłyka starania oraz nakłady ze środków samorządowych na ochronę zdrowia wyraźnie sytuację poprawiły. Znacząco zmniejszył się wskaźnik śmiertelności do 2,25%, a więc poniżej ówczesnych wskaźników krajowych. Co ciekawe jeszcze w 1948 r. jedynym zatrudnionym lekarzem w szpitalu pozostawał jego dyrektor. Liczba całego zatrudnionego personelu wraz z administracją i pracownikami pomocniczymi osiągnęła stan 30 osób. Szpital dzięki organizacyjnym zdolnościom dr Świtłyka zwolna pokrywać zaczął własne wydatki i w 1949 r. osiągnął pełna samowystarczalność finansową.
Dawna przychodnia zdrowia na Wybrzeżu Władysława IV.(fot. Archiwum autora )
Płynęły lata. Miasto po okresie zamknięcia go przez zimnowojenne przepisy o ruchu granicznym i marazmie lat 50-ych, z początkiem kolejnego dziesięciolecia rozpoczęło przyśpieszony rozwój związany z aktywizacją portu, kombinatu rybackiego i rozrostem miasta. W dużym tempie, z roku na rok rosła liczba mieszkańców a w związku z tym także potrzeby w zakresie ochrony zdrowia. Do wstającego z martwych miasta nad Świną, coraz więcej przybywało lekarzy tak wojskowych jak i cywilnych, pielęgniarek i specjalistów medycznych. Z tamtych lat pochodził m.in. dr Jan Garduła, który w 1953 r. objął kierownictwo przychodni powiatowej, dr Władysław Borowski, przybyły tu w 1958 r. dla odbycia nakazu pracy i pozostał tu do końca swego żywota. Wtedy też swą karierę lekarską rozpoczęli lekarze Andrzej Władyka, chirurdzy Sporny, Ambroży, Kamiński. W związku z reaktywowaniem PP „Uzdrowiska” miasto zasilili też lekarze związani z tym przedsiębiorstwem, a wśród nich dr Kaszubski, Stanisław Borkowski, Władysław Rzeszutek.
Przy tak wielu zmianach w życiu społecznym i gospodarczych, dawny lazaret wojskowy a ówczesny Szpital Powiatowy, niewiele się jednak zmieniał. Nic też dziwnego, że obecność w mieście dawnego szpitala powiatowego, zajętego wówczas dla wyłącznych potrzeb rosyjskiej bazy wojskowej budziła niezadowolenie społeczne. Tym bardziej że był on w niewielkiej tylko części wykorzystywany. Szpital polski, dwukrotnie mniejszy cierpiał ciasnotę. Nie pozwalało to na uruchomienie oddziału zakaźnego, skórnego, ograniczało liczbę miejsc na istniejących oddziałach. Sprawy te zostały wyrażone otwarcie podczas wiecu mieszkańców zorganizowanego w październiku 1956 r. w okresie wielkiego ożywienia politycznego. Postulat przekazania przez Rosjan zajmowanego przez nich szpitala mieszkańcom miasta, znalazł się nawet w oficjalnych wystąpieniach ówczesnych władz administracyjnych i politycznych, ale wówczas ich realizacja szans nie miała. W tych sprawach pozostało bez zmian.
Nowa Obwodowa Przychodnia, 1967r. (fot. Andrzej Ryfczyński )
W początkach lat 70 -ych ubiegłego wieku szpital dysponował zatem 145 łóżkami na oddziałach: wewnętrznym, chirurgicznym, położniczo – ginekologicznym i dziecięcym. Ponadto w 1969 r. uruchomiony został oddział dla noworodków i wcześniaków. Szpital posiadał już dwie sale operacyjne, laboratorium diagnostyczne, pracownię EKG i naturalnie pracownię rentgena. Już wówczas, nie pierwszy zresztą raz, podnoszono konieczność rozbudowy placówki, zwiększenia liczby łóżek. Istniejące braki dawały o sobie znać szczególnie w okresie sezonu letniego, kiedy liczba mieszkańców miasta zwiększała się kilkakrotnie i tak samo dynamicznie rosło zapotrzebowanie na usługi społecznej służby zdrowia. W tych warunkach powstawały koncepcje budowy nowego szpitala powiatowego na Warszowie, ale póki co, niemal codziennością stały się remonty szczególnie prace malarskie i instalacyjne. Przy ówczesnych problemach materiałowych i wykonawczych ślimaczyły się one w nieskończoność, skutecznie paraliżując pracę i tak już ciasnego szpitala.
Problem stał się na tyle dokuczliwym, że w II połowie lat 70-ych podjęta została wreszcie decyzja o budowie nowego szpitala i rozpoczęte zostały nawet prace polegające na wytypowaniu odpowiedniego terenu i wstępnym jego przygotowaniu. Teren na budowę wyznaczony został w lesie ciągnącym się wzdłuż ulicy Wojska Polskiego i ulicy 11 Listopada. W ramach przygotowawczych prac w znaczniejszych zagłębienia zwożona była ziemia, wycinane krzewy i drobniejsze drzewka. Jak w wielu tego rodzaju wypadkach, rozpoczęto też tam czyny społeczne w wykonaniu kół ZMS, szkół itd. Sprawa ostatecznie nie została doprowadzona do końca i w II połowie lat 70- ostatecznie jej zaniechano. W początkach lat 80-ych za lekarstwo na problemy świnoujskiego szpitala uznano przejecie od Urzędu Rady Ministrów ośrodka wypoczynkowego na Żeromskiego. Sprawie nadano wielkiego rozgłosu jako przejawu wyjątkowej łaskawości władz państwowych i partyjnych. W gruncie rzeczy musiało dużo czasu upłynąć i wiele włożono pracy by obydwa obiekty „Warszawianka” i „Fregata” spełniać mogły funkcje szpitalne. A jaki jest tego finał każdy dzisiaj widzi.
fot. Sławomir Ryfczyński
źródło: www.iswinoujscie.pl
ja pamietam jak na tym targu mozna bylo kupic specjaly zagramaniczne:)...czekolada z orzechami...mniam, mniam
Widoczne na zdjęciu targowisko było czynne dwa razy w tygodniu.A jaki towar tam był to tylko pozazdrościć mogą handlarze z targowiska przy ul. Grunwaldzkiej.
Coz... skargę do rodzicow musze zlozyc, albo gdzies dalej w rodzine nawet :) w '67 roku moja mama miala jakies 5 lat:) Ja urodzilam sie prawie 20 lat pozniej... Zapewne wiele mnie ominelo, fajnego i mniej fajnego, ale dzieki Dr. Plucińskiemu wiele sie dowiaduje:)
Żałuj, że się urodziłaś póżniej bo paszteciki a produkty z targu z tamatych czasów to dwa inne swiaty.
Wlasnie zastanawialam sie, co to takiego, a to targ! Coz, urodzilam sie nieco pozniej... A ktos wie, od kiedy istnieje budynek, w tkorym sprzedawane sa paszteciki i od kiedy je tam sprzedaja? Mam wrazenie ze od zawsze :)
Na jednym ze zdjęć widać jeszcze targ, którego miejsce zajął architektoniczny potworek sieci komfort. Pamiętam, że na tym targu można było kupić wszystko ale owoce i warzywa stamtąd były szczególnie dobre... Mmmm... ślinka cieknie na myśl o tej prawdziwej rzodkiewce, pomidorach czy łuskanym groszku.